Jasna
cholera!
Wybuch
odepchnął mnie parę metrów do tyłu. Na moje nieszczęście wylądowałem na twardym
betonie, co nie było przyjemne. Bolały mnie plecy, głowa i jeszcze ubiłem sobie
piszczel. Po prostu świetnie! Gorzej już chyba być nie może. Przysięgam, że
zabiję tego sukinsyna!
Rozejrzałem
się w poszukiwaniu Fenrira*. Zapiję tego kundla, choćbym miał poświęcić na to
całe życie! Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ten piekielny pies potrafi
zmieniać swoją wielkość i kto wie czy teraz nie zamienił się w psa rozmiarów
małej myszki. Niego go diabli! Po co ja go w ogóle stwarzałem?!
Zobaczyłem
go. Leżał na ziemi jak długi. Na pewno oberwał gorzej ode mnie, bo wciąż się
nie ruszał, a niemożliwym jest, aby umarł. Był za silny, aby przez taki zwykły
wybuch, który nawet ja przeżyłem, miał zginąć. Może udaje? Udaje czy nie, teraz
mam okazję i jej nie zmarnuję.
Z
trudem podniosłem się i ignorując ogromny ból już nie tylko na plecach, ale
także w klatce piersiowej, ruszyłem biegiem w stronę tego owłosionego
sukinsyna.
Wyczuł
mnie, bo się wzdrygnął i gdy już chciał wstać, i uciec, wskoczyłem na jego plecy
i mocno się nich złapałem. Fenrir wierzgał jak rozjuszony byk, a ja nie
puszczałem. Boże, jak mnie wszystko zaczęło boleć! Wreszcie nie dałem rady i
spadłem (tym razem, dzięki Bogu, na miękką trawę). Krwistoczerwone oczy
patrzyły na mnie z błogością wiedząc, że może mnie teraz wykończyć raz na
zawsze. A ja? Kurde, byłem dosłownie w ciemnej dupie! W sytuacji bez wyjścia.
Wszystko mnie bolało, nie miałem siły się ruszyć, a gdyby tego było mało, to
zgubiłem swój pistolet. Po prostu pięknie!
To
mój cholerny koniec!
Przez
ułamek sekundy zastanowiłem się, czy się pomodlić do Boga, ale sam nawet nie
wiem, czy jestem wierzący. Przeżyłem tylko dlatego, że mam kontrakt z Michałem,
zdradziłem Asgard**, a on dał mi życie. Jednak musiałem się ochrzcić. Olałem
jednak sprawę i odważnie spojrzałem śmierci w oczy. Zastanawiałem się, czy całe
życie przeleci mi przed oczami, ale jednak nic się nie wydarzyło.
No,
może prócz tego, że nagle ogromny pies padł jak długi na ziemię. Spojrzałem na
niego oszołomiony. Nie no, to było już przegięcie! Przecież ja nie potrafię
zabijać wzrokiem! Chyba…
-
Nic ci nie jest?
A
jednak nie potrafię, szkoda. Bellona patrzyła na mnie swoimi orzechowymi
oczami. Widziałem w nich zmartwienie i troskę. Nic się nie zmieniła od czasu
naszego poprzedniego spotkania. Wyglądała dosłownie tak samo.
-
Nie, po prostu postanowiłem się poopalać, podczas gdy wielki sukinsyn chciał
mnie rozszarpać na strzępy - odpowiedziałem ironicznie.
Dziewczyna
uśmiechnęła się rozbawiona i pomogła mi wstać. Było trudno (i bolało jak diabli),
ale udało się. Wskazałem jej swój samochód i zawiozła mnie do mojego
mieszkania. Nie chciałem jechać do szpitala. Pytaliby się, co się stało, a ja
co miałbym powiedzieć? Że biłem się z dwumetrowym wilkiem? Od razu poszedłbym
na oddział psychiatryczny.
W
mieszkaniu Bellona natychmiast zajęła się mną. Szybko wytłumaczyłem jej, gdzie
co jest i zaczęła pomału przynosić do salonu potrzebne rzeczy. Najpierw zajęła się
małymi stłuczeniami, jak ubity goleń, zadrapane ręce i rozbite czoło. Gdy
zacząłem ściągać koszulkę, wpadła w panikę.
- Co
ty robisz?! - cofnęła się do tyłu wyraźnie speszona.
-
Jak to co? Ściągam koszulkę, abyś mogła mi opatrzyć klatkę piersiową - chciała
pobawić się w pielęgniarkę, to teraz ma. Nie będę je przeszkadzał. A w ogóle
przecież sam się nie opatrzę.
-
M-mam ci opatrzyć klatkę piersiową? - cofnęła się jeszcze bardziej.
Teraz
przyjrzałem się jej dokładniej. W jej oczach widziałem strach, miała mocno
zaczerwienione policzki i nie wyglądała na zbytnio pewną siebie, jeżeli chodzi
o temat mojej klatki piersiowej. Czyżbym się jej podobał? Chociaż wątpię. W jej
zachowaniu, a tym bardziej w wzroku było coś innego. Jakby… bała się zbliżyć do
mnie. Czy to możliwe? Pokonała Michała, a bałaby się mojej klatki piersiowej?
-
Czy ty boisz się dotknąć mojej klatki piersiowej? - spytałem prosto z mostu.
Nie jestem typem, który obija w bawełnę, wolę szybko i konkretnie.
Chyba
trafiłem w sedno, bo jej źrenice nagle się poszerzyły, cała oblała się
rumieńcem i przygryzła dolną wargę.
-
T-to nie twoja sprawa!
Bellona
wzięła swoją kurtkę i wyszła trzaskając za sobą drzwiami. Roześmiałem się, bo
jej reakcja jednoznacznie odpowiedziała na moje pytanie potwierdzająco.
Dwa
dni później zostałem wezwany przez Michała. Ciekawe, czego ode mnie chce? Czekałem
na niego przed anielskim salonem. Nie mam pojęcia, jakim cudem powstrzymałem
się, aby nie wejść do tego salonu. Jest tam telewizor, kanapa, fotele, stolik.
Idealne miejsce do grania w pokera. Uwielbiam ogrywać aniołów, co zdarza mi się
nader często. Ogólnie aniołowie wykazują duże zainteresowanie grze w pokera,
dlatego zawsze gdy się zjawiam, wyciągane są karty na stół. Tym razem jednak
musiałem się obejść. Michał nie lubi, gdy przychodzę do niego, a zabawiam się z
innymi aniołami.
Wreszcie
zjawił się. Szedł dumnym krokiem z rozłożonymi skrzydłami. Dobrze, że mają
tutaj szerokie korytarze, bo inaczej ego Michała zostałoby poważnego
uszczerbku. Ziewnąłem przeciągle, na co odpowiedział mi tylko piorunującym
spojrzeniem.
Może
inni kłaniają mu się do pasa, ale ja dla niego tylko pracuję. Nie jestem jego
niewolnikiem i nie uważam go za swego pana, dlatego nie mam zamiaru okazywać mu
choć trochę wyższości nade mną.
Wszedłem
do salonu za Michałem. Nie wiem dlaczego, ale moje spojrzenie automatycznie
skierowało się na kanapę, na której siedziała Bellona. Ubrana była w biały
T-shirt i niebieskie spodenki. Nie miała butów tylko białe skarpetki. Siedziała
na kanapie z podkurczonymi nogami i z impetem stukała w ekran telefonu.
Widziałem w jej oczach skupienie i zniecierpliwienie. Wreszcie westchnęła
głęboko, rzuciła telefon na drugą stronę kanapy i zaczęła krzyczeć w poduszkę.
- Co
ona robi? - spytałem Michała, który nawet na nią nie spojrzał.
- Właśnie
przegrywa walkę z telefonem.
Roześmiałem
się głośno, przez co Michał oberwał poduszką. Trafiła idealnie w twarz, przez
co archanioł skulił się w sobie. Roześmiałem się jeszcze bardziej.
-
Bellona! - huknął Michał.
- To
przez ciebie! Po co dawałeś mi ten cholerny telefon! W ogóle go nie rozumiem -
skarżyła się podnosząc głos.
- A
co tutaj jest do rozumienia?! Nigdy w ręku telefonu nie miałaś?!
-
Tak się składa, że nie! Widzę to cholerstwo pierwszy raz na oczy, a ty mi
każesz robić nie wiadomo co! Jeszcze ta instrukcja jest napisała jakoś po
chińsku!
-
Boże, daj mi siły do tej kobiety - Michał wzniósł ręce ku górze.
- Co
ona w ogóle tutaj robi? - wtrąciłem.
-
Pracuje dla mnie tak jak ty, tylko że w nieco inny sposób.
-
Super, czaję aluzję - uśmiechnąłem się porozumiewawczo.
-
Co?! Chyba ci odpiło! Ja i on?! To paranoja! - naskoczyła na mnie Bellona.
Spojrzałem
na nią zdziwiony. Mocno się zaczerwieniła. Pytanie czy to z zażenowania, czy z
gniewu.
- No to już wiem, dlaczego nie chciałaś dwa dni temu dotknąć mojej klaty. Wiesz, jesteś bardzo lojalna.
- No to już wiem, dlaczego nie chciałaś dwa dni temu dotknąć mojej klaty. Wiesz, jesteś bardzo lojalna.
Niespodziewanie
poczułem, jak coś popycha mnie do tyłu, aż poczułem opór ściany. Przede mną
stanęła rozwścieczona Bellona w swoim wojowniczym stroju z mieczem w ręce,
który akuratnie znajdował się pod moim gardłem.
-
Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że przedziurawię cię jak ser - wysyczała.
- Uu…
Ostro - w ogóle nie przejąłem się jej słowami. Nie zabiłaby mnie, nie tutaj.
Spokojnie
patrzyłem, jak Bellona popada w coraz większą furię. Z wielką przyjemnością
zobaczyłbym, jak to się wszystko potoczy, lecz musiał wtrącić się Michał.
Odciągnął ode mnie Bellonę i nakazał jej, aby się uspokoiła. Posłuchała go
natychmiastowo, co wydało mi się być bardzo dziwne. Ona nie wyglądała na
kobietę, która tak łatwo daje sobą manipulować i rozkazywać. A ja w takich
sprawach rzadko się mylę. Bellona wyszła.
Jakoś
ostatnio przez przypadek znalazłem na Internecie informacje o Bellonie. Według
legendy wyłoniła się podczas ogromnej burzy, z morza krwi. Ponoć wyglądała wówczas
jak bogini zemsty - groźna, bezlitosna, z mieczem w ręce, cała oblana krwią.
Wszedłem
za Michałem do jego przestronnego gabinetu. Usiadł wygodnie za biurkiem, na
czarnym, obrotowym krześle i spojrzał na mnie poważnie. Oho, kolejne zadanie.
Aż nie mogę się doczekać, kurde. A przecież miałem mieć wolny tydzień! Co za
niesprawiedliwość! Przekładany jest już chyba dwa miesiące.
-
Słuchaj, Kłamco, mam dla ciebie kolejne, bardzo ważne zadanie. Jest taki jeden
bóg, który zwie się Hades. Na pewno go kojarzysz. Hades, Pluton. Sęk w tym, że
mam z nim umowę, co do jego podziemnego świata. Ten świat trzeba zamknąć. Nie
można go zniszczyć, gdyż wtedy cała Ziemia ulegnie diametralnej zmianie i
zginie wiele osób. Trzeba zamknąć przejście, a to nie jest takie proste. Nie
znam szczegółów, ale Hades wszystko ci opowie.
-
Nie zgadzam się! Miałem mieć wolny tydzień, guzik mam, nie wolne!
- To
bardzo ważne, Kłamco. Nie mogę z tym zwlekać, aż skończy się twój urlop! -
huknął podenerwowany Michał.
-
Dawaj papiery, znikam stąd, bo nie chce mi się na ciebie patrzeć!
Wziąłem
teczkę z dokumentami od Michała i rozwścieczony wyszedłem z jego gabinetu. W
salonie Bellona dalej użerała się z telefonem, ale najwidoczniej coś zaczęła
ogarniać, gdyż uśmiechała się do siebie (albo do telefonu, to zależy).
***
Grecja, Ateny
-
Naczekałem się na ciebie, Kłamco - cóż, muszę przyznać, że nie tak go sobie
wyobrażałem.
Myślałem,
że będzie to jakiś stary gość, ze zmarszczkami, surową twarzą i spojrzeniem nie
do wytrzymania, a tymczasem stał przede mną chłopak w wieku około dwudziestu
pięciu lat. Ja już wyglądałem starzej od niego! Poza tym, był nieźle umięśniony.
-
Wybacz, ale nie ode mnie zależy, jak długi będzie lot samolotem.
-
Chcesz odpocząć, czy zaczynamy od razu? - i oto chodzi! Już zdobywa u mnie
cenne punkty. Nie obija w bawełnę, tylko wali prosto z mostu.
-
Jeżeli masz do zaoferowania mocny alkohol i seksowne panienki, to mogę skusić
się na odpoczynek - w spokoju czekałem na jego reakcję.
Hades
parsknął śmiechem i spojrzał na mnie.
-
Jak masz pieniądze, aby mi za to zapłacić, to ci skombinuję.
-
Już cię lubię - rzuciłem mijając go i idąc po swój bagaż.
Razem
z greckim bogiem ruszyliśmy na parking, gdzie na Hadesa czekał jego samochód.
Butelkowozielona honda z napędem na cztery koła. Przestronna i z klasą.
-
Powiedz mi, dlaczego muszę ci pomagać w zamknięciu tej bramy? - spytałem, gdy
ruszyliśmy.
- Bo
sam nie dam rady - odpowiedział po prostu.
- A
co trudnego jest w zamknięciu zwykłego przejścia pomiędzy naszym światem, a
podziemiami?
-
Słuchaj. Tak się składa, że po całej tej akcji Michała, większość bogów w
Hadesie zaczęła się buntować. Można powiedzieć, że aktualnie nie ma tam nikogo,
lecz na nasze nieszczęście zbuntować musiał się też Cerber. Piekielny pies.
Wciąż zastanawiam się, dlaczego nie przerobiłem go na obiad. Pilnuje bramy i
przy okazji wciąga niewinne dusze do Hadesu.
- A
w czym może ci przeszkodzić jakiś mały piesek, co? - no bez przesady, czy on
nie potrafi poradzić sobie nawet z małym pieskiem. Fakt, może ma trzy głowy,
ale chyba wystarczy do niego strzelić i już po wszystkim, co nie?
-
Oj, żebyś się nie zdziwił, że to mały piesek - odparł Hades.
Pozostałą
część drogi jechaliśmy rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nawet żaden z nas
nie pofatygował się, aby włączyć radio. To dobrze, ja tam nie lubię jeździć i
słuchać jakiś głupich piosenek. W szczególności, że w dzisiejszych czasach to
tylko jakieś badziewia. Z Hadesem przyjemnie się rozmawiało. Odpowiadał krótko, zwięźle i na temat, a tematy same do nas przychodziły.
Po
około dwóch godzinach dojechaliśmy pod Olimp. Cóż, czego było można się
spodziewać? W końcu Hades pochodzi z mitologii greckiej, więc od razu mogłem
wpaść na to, że jedziemy pod ich dawną siedzibę. Ciekaw jestem, czy nadal ktoś
tam mieszka.
-
Gdzie jest to przejście do twojego królestwa? - spytałem wychodząc za Hadesem z
auta.
-
Bramy nie można tak o sobie zobaczyć. Znajduje się ona wewnątrz góry, starannie
ukryta przed zwykłymi ludźmi. Przecież gdyby była na wierzchu, to zaraz
zjechaliby się ci pieprzeni geolodzy i archeolodzy, a potem byłaby istna katastrofa.
Mężczyzna
podszedł do stromej ściany. Składała się ona z nagich skał gęsto porośniętych z
góry trującym bluszczem. Kto chciałby bawić się z taką rośliną? Tylko bogowie i
anioły są odporni na trucizny roślin. O tyle dobrze. Dzięki temu wiele tajemnic
jest schowanych przed ludźmi.
W
ścianie pojawiła się wielka dziura. Nie była to dla mnie nowość, gdyż w
Asgardzie wiele razy widziałem takie zjawiska. Przeważnie dotyczyło to schowków
różnych bogów, którzy starali się ukryć drogocenne rzeczy przed innymi, jednak
nikomu nie udało się tego zrobić przede mną. Posiadam moc niewidzialności, a
wtedy żadna tajemnica się przede mną nie ukryje. Dlatego to moja najukochańsza
moc.
Hades
gestem zaprosił mnie do środka. Wszedłem jako pierwszy i praktycznie od razu
zatrzymałem się. To była wielka jaskinia, a na środku niej znajdowała się
ogromna, czarna przepaść w kształcie koła. Tego już nie można nazwać dziurą,
średnica miała co najmniej siedem metrów. Już wiem, dlaczego Hades potrzebuje
czyjejś pomocy, aby zatkać to coś.
Grecki
bóg stanął koło mnie i razem wpatrywaliśmy się w czarną przestrzeń pod nami.
Prawdę powiedziawszy, to nie miałem żadnego pomysłu, aby to zamknąć, ale na
pewno szybko coś wymyślę. W końcu jestem od tego specem. Świetne pomysły to mój
żywioł i konik. Właśnie byłem w trakcie układania pomysłu, gdy usłyszałem z
dołu szczekanie. To pewnie Cerber wyczuł zapach swego byłego pana i chce
zatopić swoje zęby w jego gardle.
-
Loki, uważaj! - poczułem jak jego dłonie chwytają mnie za bark i ciągnął do
tyłu.
Oboje
wylecieliśmy z jaskini i wylądowaliśmy na trawie obok siebie. Spojrzałem na
wejście do jaskini, a tam ukazała mi się wielka szczęka. To był Cerber. Był tak
wielki, że w wrotach mieściła się tylko jego jedna szczęka!
-
Masz swojego małego pieska - odrzekł Hades wstając z ziemi.
Przez
noc zastanawiałem się, jak pokonać to wielkie bydle i zamknąć bramę do
podziemi. Około godziny piątej nad ranem udało mi się wymyślić niezły plan,
który nie miał prawa nie zawieść.
O
godzinie trzeciej po południu znalazłem Hadesa leżącego na trawie przy wejściu
do podziemia, który ze spokojem i cierpliwością wpatrywał się w spokojne, lekko
zachmurzone niebo. Spojrzał na mnie przelotnie, a potem jego wzrok spoczął na
mężczyźnie, którego przyprowadziłem. W jego oczach nie udało mi się zauważyć
choćby cienia ciekawości wzbudzonej nowoprzybyłym. Po oszacowaniu wysokiej
postaci z czarnymi włosami i niebieskimi oczami, wrócił do oglądania nieba.
Dziwny
koleś.
-
Hadesie, pozwól, że przedstawię ci Seta. To egipski bóg burz, pustyń,
ciemności, chaosu i tak dalej. Pomoże nam zamknąć bramę.
Hades
leniwie podniósł się do pozycji siedzącej i ponownie spojrzał na Seta, tym
razem obojętnie, a wręcz jak znudzony nastolatek.
-
Cześć - odpowiedział tylko.
-
Set pomoże nam zamknąć bramę. Skoro oboje jesteście panami ciemności, to po
połączeniu waszych mocy, brama powinna zniknąć. Tak po prostu. Zanim jednak to
zrobimy, pozbędziemy się Cerbera, wzniesiemy ogromną ścianę, a wtedy Set tym
swoim całym piaskiem zasypie jaskinię.
-
Jak chcesz pokonać Cerbera? - spytał Hades.
- Ty
mi to powiedz, to twój pies - wzruszył ramionami. - Nie martw się, przewidziałem
to i mam plan. Cała nasza trójka zejdzie na dół i po prostu zarżniemy kundla,
gdy będzie spał.
-
Jest jeden problem. Cerber jest nauczony, aby od razu, gdy kogoś wywęszy, wstać
i rzucić się na niego.
Nic
nie odpowiedziałem, tylko uśmiechnąłem się łobuzerko.
Cała
nasza trójka najciszej jak tylko potrafiła, zeszła na dół. Było tam strasznie
ciemno. Wyszeptałem zaklęcie i po całej (a przynajmniej tyle, ile potrzebowałem
maksymalnie) jaskini rozeszły się ogniki koloru zielonego. Było to specjalne zaklęcie,
które mogłem zauważyć tylko ja. Hades powiedział, że praktycznie całe życie
spędził w takich ciemnościach, więc wszystko widział. Tylko Set miał problemy,
ale „rozpuścił” swoją ciemność i było już dobrze.
Z
oddali słyszeliśmy głośne sapanie Cerbera. To tylko kwestia czasu, zanim się
obudzi. Nie czekaliśmy długo. Minęło zaledwie pięć minut, a było można usłyszeć
głośne warczenie, a potem potężne kroki nadchodzącej bestii.
-
Cerber! - krzyknął Hades, gdy wszyscy ustawiliśmy się w odpowiednich pozycjach.
Pies
rozpoznał głos swego znienawidzonego pana i ruszył na niego z rozpędem. W tym
czasie Set wyłonił się najciemniejszego zagłębienia w skale i wyczarował przed
Grekiem ruchome piaski. Cerber wpadł w niego i zaczął się szamotać na wszystkie
strony. Kundel chyba nie wiedział, że im bardziej się rusza, tym wir bardziej
go wciąga.
Wszyscy
byliśmy bardzo zadowoleni z udanego planu, lecz jak zawsze coś musi pójść nie
tak. Niespodziewanie Cerber zawziął się i dosłownie podskoczył. Wyleciał jakieś
dziesięć metrów w górę, po czym wylądował z boku ruchomych piasków. Hades
zaklną siarczyście, a Set powinszował umiejętności psu. Teraz to dopiero był
rozjuszony byk. Jego wszystkie głowy skierowały się w stronę każdego z nas.
Oczywiście w moim przypadku było mu ciężko, gdyż byłem niewidzialny, lecz zapachu
to ja się pozbyć nie umiem.
Egipcjanin
nie wytrzymał i ruszył na psa. Automatycznie całe jego cielsko odwróciło się w
stronę napastnika, a ja wykorzystałem sytuację i podszedłem go od tyłu.
Widziałem, jak Set wywija włócznią próbując ugodzić bestię, lecz ta zwinnie
unika ciosów. Wskoczyłem psu na ogon (i nie, wcale nie miał zamiast ogona
węży!). Czułem się, jak na rozjuszonym buku, gorzej niż Fenrir. Najgorsze było
to, że musiałem walczyć z nim tylko ja i Set, bo Hades był uziemiony przez
ruchome piaski.
-
Szach mat, kundlu! - wysyczał Hades stojąc na karku Cerbera.
W
następnej chwili miecz, który trzymał w dłoni, zatoczył półkole i odleciała
jedna z trzech głów. To samo uczynił z pozostałymi dwoma. Ale jak, do jasnej
cholery, on się tam znalazł?!
Był
już późny wieczór, gdy Set i Hades zamykali bramę, przez którą już nikt nie
miał nigdy przejść do świata podziemnego. Set nie wyglądał na zadowolonego.
Obiecałem mu ciekawą zabawę z ogromnym psem, ale ostatecznie Grek był cały
umorusany krwią zwierzęcia.
-
Dzięki, Set, spisałeś się - pochwalił go Hades.
- To
dlaczego ja nie mam na sobie ani jednej kropli krwi, a ty jesteś w niej cały? -
spytał ironicznie Set.
-
Proszę cię bardzo - Hades wyciągnął rękę i wytarł ją o koszulkę Seta, który
roześmiał się sztucznie, ale raczej nie miał mu tego za złe. Ja za to o mały
włos nie wybuchłem śmiechem. Naprawdę spodobał mi się ten Hades. Ma niezłe
poczucie humoru i trzeba przyznać, że spokój potrafi zachować w każdej sytuacji.
Kto
by pomyślał, że taki „groźny”, wszystkim znany bóg, okaże się być spoko
kolesiem?
_________________
*Fenrir - według mitologii nordyckiej, jedno z trzech dzieci Lokiego z olbrzymką Angerbodą, jednak w opowiadania Loki po prostu kiedyś go stworzył, aby zrobić na złość innym bogom (jeszcze o tym będzie).
**Asgard - jedna z Dziewięciu Krain zamieszkiwana przez dwa oszczepy bogów: Asów i Wanów.
Przejdź do:
-Opowiadanie poprzednie:
Opowiadanie 1
-Opowiadanie następne:
Opowiadanie 3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz