sc Agonia bogów: schyłek mitologii: Opowiadanie 2
Layout by Scar

niedziela, 28 czerwca 2015

Opowiadanie 2

                Jasna cholera!
                Wybuch odepchnął mnie parę metrów do tyłu. Na moje nieszczęście wylądowałem na twardym betonie, co nie było przyjemne. Bolały mnie plecy, głowa i jeszcze ubiłem sobie piszczel. Po prostu świetnie! Gorzej już chyba być nie może. Przysięgam, że zabiję tego sukinsyna!
                Rozejrzałem się w poszukiwaniu Fenrira*. Zapiję tego kundla, choćbym miał poświęcić na to całe życie! Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ten piekielny pies potrafi zmieniać swoją wielkość i kto wie czy teraz nie zamienił się w psa rozmiarów małej myszki. Niego go diabli! Po co ja go w ogóle stwarzałem?!

                Zobaczyłem go. Leżał na ziemi jak długi. Na pewno oberwał gorzej ode mnie, bo wciąż się nie ruszał, a niemożliwym jest, aby umarł. Był za silny, aby przez taki zwykły wybuch, który nawet ja przeżyłem, miał zginąć. Może udaje? Udaje czy nie, teraz mam okazję i jej nie zmarnuję.
                Z trudem podniosłem się i ignorując ogromny ból już nie tylko na plecach, ale także w klatce piersiowej, ruszyłem biegiem w stronę tego owłosionego sukinsyna.
                Wyczuł mnie, bo się wzdrygnął i gdy już chciał wstać, i uciec, wskoczyłem na jego plecy i mocno się nich złapałem. Fenrir wierzgał jak rozjuszony byk, a ja nie puszczałem. Boże, jak mnie wszystko zaczęło boleć! Wreszcie nie dałem rady i spadłem (tym razem, dzięki Bogu, na miękką trawę). Krwistoczerwone oczy patrzyły na mnie z błogością wiedząc, że może mnie teraz wykończyć raz na zawsze. A ja? Kurde, byłem dosłownie w ciemnej dupie! W sytuacji bez wyjścia. Wszystko mnie bolało, nie miałem siły się ruszyć, a gdyby tego było mało, to zgubiłem swój pistolet. Po prostu pięknie!
                To mój cholerny koniec!
                Przez ułamek sekundy zastanowiłem się, czy się pomodlić do Boga, ale sam nawet nie wiem, czy jestem wierzący. Przeżyłem tylko dlatego, że mam kontrakt z Michałem, zdradziłem Asgard**, a on dał mi życie. Jednak musiałem się ochrzcić. Olałem jednak sprawę i odważnie spojrzałem śmierci w oczy. Zastanawiałem się, czy całe życie przeleci mi przed oczami, ale jednak nic się nie wydarzyło.
                No, może prócz tego, że nagle ogromny pies padł jak długi na ziemię. Spojrzałem na niego oszołomiony. Nie no, to było już przegięcie! Przecież ja nie potrafię zabijać wzrokiem! Chyba…
                - Nic ci nie jest?
                A jednak nie potrafię, szkoda. Bellona patrzyła na mnie swoimi orzechowymi oczami. Widziałem w nich zmartwienie i troskę. Nic się nie zmieniła od czasu naszego poprzedniego spotkania. Wyglądała dosłownie tak samo.
                - Nie, po prostu postanowiłem się poopalać, podczas gdy wielki sukinsyn chciał mnie rozszarpać na strzępy - odpowiedziałem ironicznie.
                Dziewczyna uśmiechnęła się rozbawiona i pomogła mi wstać. Było trudno (i bolało jak diabli), ale udało się. Wskazałem jej swój samochód i zawiozła mnie do mojego mieszkania. Nie chciałem jechać do szpitala. Pytaliby się, co się stało, a ja co miałbym powiedzieć? Że biłem się z dwumetrowym wilkiem? Od razu poszedłbym na oddział psychiatryczny.
                W mieszkaniu Bellona natychmiast zajęła się mną. Szybko wytłumaczyłem jej, gdzie co jest i zaczęła pomału przynosić do salonu potrzebne rzeczy. Najpierw zajęła się małymi stłuczeniami, jak ubity goleń, zadrapane ręce i rozbite czoło. Gdy zacząłem ściągać koszulkę, wpadła w panikę.
                - Co ty robisz?! - cofnęła się do tyłu wyraźnie speszona.
                - Jak to co? Ściągam koszulkę, abyś mogła mi opatrzyć klatkę piersiową - chciała pobawić się w pielęgniarkę, to teraz ma. Nie będę je przeszkadzał. A w ogóle przecież sam się nie opatrzę.
                - M-mam ci opatrzyć klatkę piersiową? - cofnęła się jeszcze bardziej.
                Teraz przyjrzałem się jej dokładniej. W jej oczach widziałem strach, miała mocno zaczerwienione policzki i nie wyglądała na zbytnio pewną siebie, jeżeli chodzi o temat mojej klatki piersiowej. Czyżbym się jej podobał? Chociaż wątpię. W jej zachowaniu, a tym bardziej w wzroku było coś innego. Jakby… bała się zbliżyć do mnie. Czy to możliwe? Pokonała Michała, a bałaby się mojej klatki piersiowej?
                - Czy ty boisz się dotknąć mojej klatki piersiowej? - spytałem prosto z mostu. Nie jestem typem, który obija w bawełnę, wolę szybko i konkretnie.
                Chyba trafiłem w sedno, bo jej źrenice nagle się poszerzyły, cała oblała się rumieńcem i przygryzła dolną wargę.
                - T-to nie twoja sprawa!
                Bellona wzięła swoją kurtkę i wyszła trzaskając za sobą drzwiami. Roześmiałem się, bo jej reakcja jednoznacznie odpowiedziała na moje pytanie potwierdzająco.

                Dwa dni później zostałem wezwany przez Michała. Ciekawe, czego ode mnie chce? Czekałem na niego przed anielskim salonem. Nie mam pojęcia, jakim cudem powstrzymałem się, aby nie wejść do tego salonu. Jest tam telewizor, kanapa, fotele, stolik. Idealne miejsce do grania w pokera. Uwielbiam ogrywać aniołów, co zdarza mi się nader często. Ogólnie aniołowie wykazują duże zainteresowanie grze w pokera, dlatego zawsze gdy się zjawiam, wyciągane są karty na stół. Tym razem jednak musiałem się obejść. Michał nie lubi, gdy przychodzę do niego, a zabawiam się z innymi aniołami.
                Wreszcie zjawił się. Szedł dumnym krokiem z rozłożonymi skrzydłami. Dobrze, że mają tutaj szerokie korytarze, bo inaczej ego Michała zostałoby poważnego uszczerbku. Ziewnąłem przeciągle, na co odpowiedział mi tylko piorunującym spojrzeniem.
                Może inni kłaniają mu się do pasa, ale ja dla niego tylko pracuję. Nie jestem jego niewolnikiem i nie uważam go za swego pana, dlatego nie mam zamiaru okazywać mu choć trochę wyższości nade mną.
                Wszedłem do salonu za Michałem. Nie wiem dlaczego, ale moje spojrzenie automatycznie skierowało się na kanapę, na której siedziała Bellona. Ubrana była w biały T-shirt i niebieskie spodenki. Nie miała butów tylko białe skarpetki. Siedziała na kanapie z podkurczonymi nogami i z impetem stukała w ekran telefonu. Widziałem w jej oczach skupienie i zniecierpliwienie. Wreszcie westchnęła głęboko, rzuciła telefon na drugą stronę kanapy i zaczęła krzyczeć w poduszkę.
                - Co ona robi? - spytałem Michała, który nawet na nią nie spojrzał.
                - Właśnie przegrywa walkę z telefonem.
                Roześmiałem się głośno, przez co Michał oberwał poduszką. Trafiła idealnie w twarz, przez co archanioł skulił się w sobie. Roześmiałem się jeszcze bardziej.
                - Bellona! - huknął Michał.
                - To przez ciebie! Po co dawałeś mi ten cholerny telefon! W ogóle go nie rozumiem - skarżyła się podnosząc głos.
                - A co tutaj jest do rozumienia?! Nigdy w ręku telefonu nie miałaś?!
                - Tak się składa, że nie! Widzę to cholerstwo pierwszy raz na oczy, a ty mi każesz robić nie wiadomo co! Jeszcze ta instrukcja jest napisała jakoś po chińsku!
                - Boże, daj mi siły do tej kobiety - Michał wzniósł ręce ku górze.
                - Co ona w ogóle tutaj robi? - wtrąciłem.
                - Pracuje dla mnie tak jak ty, tylko że w nieco inny sposób.
                - Super, czaję aluzję - uśmiechnąłem się porozumiewawczo.
                - Co?! Chyba ci odpiło! Ja i on?! To paranoja! - naskoczyła na mnie Bellona.
                Spojrzałem na nią zdziwiony. Mocno się zaczerwieniła. Pytanie czy to z zażenowania, czy z gniewu.
                - No to już wiem, dlaczego nie chciałaś dwa dni temu dotknąć mojej klaty. Wiesz, jesteś bardzo lojalna.
                Niespodziewanie poczułem, jak coś popycha mnie do tyłu, aż poczułem opór ściany. Przede mną stanęła rozwścieczona Bellona w swoim wojowniczym stroju z mieczem w ręce, który akuratnie znajdował się pod moim gardłem.
                - Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że przedziurawię cię jak ser - wysyczała.
                - Uu… Ostro - w ogóle nie przejąłem się jej słowami. Nie zabiłaby mnie, nie tutaj.
                Spokojnie patrzyłem, jak Bellona popada w coraz większą furię. Z wielką przyjemnością zobaczyłbym, jak to się wszystko potoczy, lecz musiał wtrącić się Michał. Odciągnął ode mnie Bellonę i nakazał jej, aby się uspokoiła. Posłuchała go natychmiastowo, co wydało mi się być bardzo dziwne. Ona nie wyglądała na kobietę, która tak łatwo daje sobą manipulować i rozkazywać. A ja w takich sprawach rzadko się mylę. Bellona wyszła.
                Jakoś ostatnio przez przypadek znalazłem na Internecie informacje o Bellonie. Według legendy wyłoniła się podczas ogromnej burzy, z morza krwi. Ponoć wyglądała wówczas jak bogini zemsty - groźna, bezlitosna, z mieczem w ręce, cała oblana krwią.
                Wszedłem za Michałem do jego przestronnego gabinetu. Usiadł wygodnie za biurkiem, na czarnym, obrotowym krześle i spojrzał na mnie poważnie. Oho, kolejne zadanie. Aż nie mogę się doczekać, kurde. A przecież miałem mieć wolny tydzień! Co za niesprawiedliwość! Przekładany jest już chyba dwa miesiące.
                - Słuchaj, Kłamco, mam dla ciebie kolejne, bardzo ważne zadanie. Jest taki jeden bóg, który zwie się Hades. Na pewno go kojarzysz. Hades, Pluton. Sęk w tym, że mam z nim umowę, co do jego podziemnego świata. Ten świat trzeba zamknąć. Nie można go zniszczyć, gdyż wtedy cała Ziemia ulegnie diametralnej zmianie i zginie wiele osób. Trzeba zamknąć przejście, a to nie jest takie proste. Nie znam szczegółów, ale Hades wszystko ci opowie.
                - Nie zgadzam się! Miałem mieć wolny tydzień, guzik mam, nie wolne!
                - To bardzo ważne, Kłamco. Nie mogę z tym zwlekać, aż skończy się twój urlop! - huknął podenerwowany Michał.
                - Dawaj papiery, znikam stąd, bo nie chce mi się na ciebie patrzeć!
                Wziąłem teczkę z dokumentami od Michała i rozwścieczony wyszedłem z jego gabinetu. W salonie Bellona dalej użerała się z telefonem, ale najwidoczniej coś zaczęła ogarniać, gdyż uśmiechała się do siebie (albo do telefonu, to zależy).

***
Grecja, Ateny

                - Naczekałem się na ciebie, Kłamco - cóż, muszę przyznać, że nie tak go sobie wyobrażałem.
                Myślałem, że będzie to jakiś stary gość, ze zmarszczkami, surową twarzą i spojrzeniem nie do wytrzymania, a tymczasem stał przede mną chłopak w wieku około dwudziestu pięciu lat. Ja już wyglądałem starzej od niego! Poza tym, był nieźle umięśniony.
                - Wybacz, ale nie ode mnie zależy, jak długi będzie lot samolotem.
                - Chcesz odpocząć, czy zaczynamy od razu? - i oto chodzi! Już zdobywa u mnie cenne punkty. Nie obija w bawełnę, tylko wali prosto z mostu.
                - Jeżeli masz do zaoferowania mocny alkohol i seksowne panienki, to mogę skusić się na odpoczynek - w spokoju czekałem na jego reakcję.
                Hades parsknął śmiechem i spojrzał na mnie.
                - Jak masz pieniądze, aby mi za to zapłacić, to ci skombinuję.
                - Już cię lubię - rzuciłem mijając go i idąc po swój bagaż.
                Razem z greckim bogiem ruszyliśmy na parking, gdzie na Hadesa czekał jego samochód. Butelkowozielona honda z napędem na cztery koła. Przestronna i z klasą.
                - Powiedz mi, dlaczego muszę ci pomagać w zamknięciu tej bramy? - spytałem, gdy ruszyliśmy.
                - Bo sam nie dam rady - odpowiedział po prostu.
                - A co trudnego jest w zamknięciu zwykłego przejścia pomiędzy naszym światem, a podziemiami?
                - Słuchaj. Tak się składa, że po całej tej akcji Michała, większość bogów w Hadesie zaczęła się buntować. Można powiedzieć, że aktualnie nie ma tam nikogo, lecz na nasze nieszczęście zbuntować musiał się też Cerber. Piekielny pies. Wciąż zastanawiam się, dlaczego nie przerobiłem go na obiad. Pilnuje bramy i przy okazji wciąga niewinne dusze do Hadesu.
                - A w czym może ci przeszkodzić jakiś mały piesek, co? - no bez przesady, czy on nie potrafi poradzić sobie nawet z małym pieskiem. Fakt, może ma trzy głowy, ale chyba wystarczy do niego strzelić i już po wszystkim, co nie?
                - Oj, żebyś się nie zdziwił, że to mały piesek - odparł Hades.
                Pozostałą część drogi jechaliśmy rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nawet żaden z nas nie pofatygował się, aby włączyć radio. To dobrze, ja tam nie lubię jeździć i słuchać jakiś głupich piosenek. W szczególności, że w dzisiejszych czasach to tylko jakieś badziewia. Z Hadesem przyjemnie się rozmawiało. Odpowiadał krótko, zwięźle i na temat, a tematy same do nas przychodziły. 
                Po około dwóch godzinach dojechaliśmy pod Olimp. Cóż, czego było można się spodziewać? W końcu Hades pochodzi z mitologii greckiej, więc od razu mogłem wpaść na to, że jedziemy pod ich dawną siedzibę. Ciekaw jestem, czy nadal ktoś tam mieszka.
                - Gdzie jest to przejście do twojego królestwa? - spytałem wychodząc za Hadesem z auta.
                - Bramy nie można tak o sobie zobaczyć. Znajduje się ona wewnątrz góry, starannie ukryta przed zwykłymi ludźmi. Przecież gdyby była na wierzchu, to zaraz zjechaliby się ci pieprzeni geolodzy i archeolodzy, a potem byłaby istna katastrofa.
                Mężczyzna podszedł do stromej ściany. Składała się ona z nagich skał gęsto porośniętych z góry trującym bluszczem. Kto chciałby bawić się z taką rośliną? Tylko bogowie i anioły są odporni na trucizny roślin. O tyle dobrze. Dzięki temu wiele tajemnic jest schowanych przed ludźmi.
                W ścianie pojawiła się wielka dziura. Nie była to dla mnie nowość, gdyż w Asgardzie wiele razy widziałem takie zjawiska. Przeważnie dotyczyło to schowków różnych bogów, którzy starali się ukryć drogocenne rzeczy przed innymi, jednak nikomu nie udało się tego zrobić przede mną. Posiadam moc niewidzialności, a wtedy żadna tajemnica się przede mną nie ukryje. Dlatego to moja najukochańsza moc.
                Hades gestem zaprosił mnie do środka. Wszedłem jako pierwszy i praktycznie od razu zatrzymałem się. To była wielka jaskinia, a na środku niej znajdowała się ogromna, czarna przepaść w kształcie koła. Tego już nie można nazwać dziurą, średnica miała co najmniej siedem metrów. Już wiem, dlaczego Hades potrzebuje czyjejś pomocy, aby zatkać to coś.
                Grecki bóg stanął koło mnie i razem wpatrywaliśmy się w czarną przestrzeń pod nami. Prawdę powiedziawszy, to nie miałem żadnego pomysłu, aby to zamknąć, ale na pewno szybko coś wymyślę. W końcu jestem od tego specem. Świetne pomysły to mój żywioł i konik. Właśnie byłem w trakcie układania pomysłu, gdy usłyszałem z dołu szczekanie. To pewnie Cerber wyczuł zapach swego byłego pana i chce zatopić swoje zęby w jego gardle.
                - Loki, uważaj! - poczułem jak jego dłonie chwytają mnie za bark i ciągnął do tyłu.
                Oboje wylecieliśmy z jaskini i wylądowaliśmy na trawie obok siebie. Spojrzałem na wejście do jaskini, a tam ukazała mi się wielka szczęka. To był Cerber. Był tak wielki, że w wrotach mieściła się tylko jego jedna szczęka!
                - Masz swojego małego pieska - odrzekł Hades wstając z ziemi.
                Przez noc zastanawiałem się, jak pokonać to wielkie bydle i zamknąć bramę do podziemi. Około godziny piątej nad ranem udało mi się wymyślić niezły plan, który nie miał prawa nie zawieść.

                O godzinie trzeciej po południu znalazłem Hadesa leżącego na trawie przy wejściu do podziemia, który ze spokojem i cierpliwością wpatrywał się w spokojne, lekko zachmurzone niebo. Spojrzał na mnie przelotnie, a potem jego wzrok spoczął na mężczyźnie, którego przyprowadziłem. W jego oczach nie udało mi się zauważyć choćby cienia ciekawości wzbudzonej nowoprzybyłym. Po oszacowaniu wysokiej postaci z czarnymi włosami i niebieskimi oczami, wrócił do oglądania nieba.
                Dziwny koleś.
                - Hadesie, pozwól, że przedstawię ci Seta. To egipski bóg burz, pustyń, ciemności, chaosu i tak dalej. Pomoże nam zamknąć bramę.
                Hades leniwie podniósł się do pozycji siedzącej i ponownie spojrzał na Seta, tym razem obojętnie, a wręcz jak znudzony nastolatek.   
                - Cześć - odpowiedział tylko.
                - Set pomoże nam zamknąć bramę. Skoro oboje jesteście panami ciemności, to po połączeniu waszych mocy, brama powinna zniknąć. Tak po prostu. Zanim jednak to zrobimy, pozbędziemy się Cerbera, wzniesiemy ogromną ścianę, a wtedy Set tym swoim całym piaskiem zasypie jaskinię.
                - Jak chcesz pokonać Cerbera? - spytał Hades.
                - Ty mi to powiedz, to twój pies - wzruszył ramionami. - Nie martw się, przewidziałem to i mam plan. Cała nasza trójka zejdzie na dół i po prostu zarżniemy kundla, gdy będzie spał.
                - Jest jeden problem. Cerber jest nauczony, aby od razu, gdy kogoś wywęszy, wstać i rzucić się na niego.
                Nic nie odpowiedziałem, tylko uśmiechnąłem się łobuzerko.

                Cała nasza trójka najciszej jak tylko potrafiła, zeszła na dół. Było tam strasznie ciemno. Wyszeptałem zaklęcie i po całej (a przynajmniej tyle, ile potrzebowałem maksymalnie) jaskini rozeszły się ogniki koloru zielonego. Było to specjalne zaklęcie, które mogłem zauważyć tylko ja. Hades powiedział, że praktycznie całe życie spędził w takich ciemnościach, więc wszystko widział. Tylko Set miał problemy, ale „rozpuścił” swoją ciemność i było już dobrze.
                Z oddali słyszeliśmy głośne sapanie Cerbera. To tylko kwestia czasu, zanim się obudzi. Nie czekaliśmy długo. Minęło zaledwie pięć minut, a było można usłyszeć głośne warczenie, a potem potężne kroki nadchodzącej bestii.
                - Cerber! - krzyknął Hades, gdy wszyscy ustawiliśmy się w odpowiednich pozycjach.
                Pies rozpoznał głos swego znienawidzonego pana i ruszył na niego z rozpędem. W tym czasie Set wyłonił się najciemniejszego zagłębienia w skale i wyczarował przed Grekiem ruchome piaski. Cerber wpadł w niego i zaczął się szamotać na wszystkie strony. Kundel chyba nie wiedział, że im bardziej się rusza, tym wir bardziej go wciąga.
                Wszyscy byliśmy bardzo zadowoleni z udanego planu, lecz jak zawsze coś musi pójść nie tak. Niespodziewanie Cerber zawziął się i dosłownie podskoczył. Wyleciał jakieś dziesięć metrów w górę, po czym wylądował z boku ruchomych piasków. Hades zaklną siarczyście, a Set powinszował umiejętności psu. Teraz to dopiero był rozjuszony byk. Jego wszystkie głowy skierowały się w stronę każdego z nas. Oczywiście w moim przypadku było mu ciężko, gdyż byłem niewidzialny, lecz zapachu to ja się pozbyć nie umiem.
                Egipcjanin nie wytrzymał i ruszył na psa. Automatycznie całe jego cielsko odwróciło się w stronę napastnika, a ja wykorzystałem sytuację i podszedłem go od tyłu. Widziałem, jak Set wywija włócznią próbując ugodzić bestię, lecz ta zwinnie unika ciosów. Wskoczyłem psu na ogon (i nie, wcale nie miał zamiast ogona węży!). Czułem się, jak na rozjuszonym buku, gorzej niż Fenrir. Najgorsze było to, że musiałem walczyć z nim tylko ja i Set, bo Hades był uziemiony przez ruchome piaski.
                - Szach mat, kundlu! - wysyczał Hades stojąc na karku Cerbera.
                W następnej chwili miecz, który trzymał w dłoni, zatoczył półkole i odleciała jedna z trzech głów. To samo uczynił z pozostałymi dwoma. Ale jak, do jasnej cholery, on się tam znalazł?!

                Był już późny wieczór, gdy Set i Hades zamykali bramę, przez którą już nikt nie miał nigdy przejść do świata podziemnego. Set nie wyglądał na zadowolonego. Obiecałem mu ciekawą zabawę z ogromnym psem, ale ostatecznie Grek był cały umorusany krwią zwierzęcia.
                - Dzięki, Set, spisałeś się - pochwalił go Hades.
                - To dlaczego ja nie mam na sobie ani jednej kropli krwi, a ty jesteś w niej cały? - spytał ironicznie Set.
                - Proszę cię bardzo - Hades wyciągnął rękę i wytarł ją o koszulkę Seta, który roześmiał się sztucznie, ale raczej nie miał mu tego za złe. Ja za to o mały włos nie wybuchłem śmiechem. Naprawdę spodobał mi się ten Hades. Ma niezłe poczucie humoru i trzeba przyznać, że spokój potrafi zachować w każdej sytuacji.

                Kto by pomyślał, że taki „groźny”, wszystkim znany bóg, okaże się być spoko kolesiem? 


_________________
*Fenrir - według mitologii nordyckiej, jedno z trzech dzieci Lokiego z olbrzymką Angerbodą, jednak w opowiadania Loki po prostu kiedyś go stworzył, aby zrobić na złość innym bogom (jeszcze o tym będzie).
**Asgard - jedna z Dziewięciu Krain zamieszkiwana przez dwa oszczepy bogów: Asów i Wanów.
Przejdź do: -Opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 1 -Opowiadanie następne: Opowiadanie 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz