sc Agonia bogów: schyłek mitologii: Opowiadanie 15
Layout by Scar

piątek, 15 stycznia 2016

Opowiadanie 15


Loki, Nowy York


     Gdy przyniosłem Bellonie wodę i podałem pilota, wróciłem do pokoju. Dosłownie rzuciłem się na łóżko. Byłem wściekły. Przez trzy dniu, będąc w na górze, musiałem ukrywać emocje, ale teraz jakoś nie widziałem potrzeby. Krzyknąłem na cały pokój głośne „kurwa” i zacząłem rzucać poduszkami dosłownie we wszystko. Byłem zły jak cholera.
     W górach niczego nie było, niczego tam nie znalazłem. Moje sztylety przepadły jak kamień w wodę. Nie mam zielonego pojęcia, co się stało, ale ktoś je ukradł. Nie było żadnych śladów, niczego. Z nerwów podpaliłem całą jaskinię moim zielonym ogniem, a gdy wróciłem do Bellony, zdałem sobie sprawę, że pozbawiłem ją źródła ciepła. O tyle dobrze, że spała. Jednakże skutki mojej lekkomyślności były kolosalne. Już się bałem, że ona nigdy nie będzie mogła już chodzić. A jednak wyślizgnęła się. Ta to dopiero ma szczęście. Zawsze jej się uda. Zresztą tak samo jak mi.
     Ostatecznie jednak bardzo uśmiechała mi się perspektywa zajmowania się nią. Będę mógł się z niej ponabijać i poprzyprawiać trochę o te urocze rumieńce, którymi się oblewa przy każdym moimi intymniejszym słowie lub czynie. Wspaniale.
     Nagle wyprostowałem się w łóżku. Kurde, czy ja się oby przypadkiem nie zakochałem? Cholera. Miłość to najgorsze, co mogło mnie spotkać. Przez nią mogę być słaby, mieć słaby punkt. I tak się właśnie składa, że mój słaby punkt siedzi w sąsiednim pokoju i ogląda telewizję. Można nawet powiedzieć, że jestem zdany na jej łaskę i nie łaskę. Oczywiście nie w pełnym tego słowa znaczeniu, lecz ogólnikowo.
     Westchnąłem. Sięgnąłem po maść rozgrzewającą i poszedłem do pokoju Bellony. Naszą rehabilitację czas zacząć. Uśmiechnąłem się na samą myśl. Myślę, że będzie ciekawie.
     W pokoju Bellona spojrzała na mnie, a ja utrzymywałem kamienną twarz. Usiałem obok niej.
     - Przekręć się w moją stronę, muszę ci ten balsam wetrzeć w nogi.
     Patrzyła na mnie wzrokiem, jakbym mówił do niej co najmniej po chińsku. Przewróciłem oczami i westchnąłem głośno. Złapałem ją za nogi i siłą odwróciłem w moją stronę.
     - Co ty robisz? - wreszcie odzyskała łaskawie mowę.
     - Przecież mówiłem ci, że trzeba robić ci masaże, co nie? Właśnie za to się biorę.
     Nie czekałem aż coś do niej dotrze. Jakoś miała spóźniony tok myślenia, dlatego chwilę by to zajęło. Położyłem jej stopy na swoich udach i wtarłem w ręce ten balsam rozgrzewający, który dał mi Rafał. W sumie Bellona mogła to sama robić, ale gdzie potem ja miałbym zabawę? Trzeba myśleć przyszłościowo.
     Zacząłem od kostek. Dokładnie wcierałem krem w każdy kawałek jej skóry. Starałem się być przy tym bardzo delikatny, aczkolwiek stanowczy. Najbardziej zdziwiło mnie to, że nie protestowała. Oparła się dłońmi o materac i z zaciśniętymi ustami oraz czerwona na twarzy, czekała aż skończę. Uśmiechnąłem się pod nosem. Była taka niedostępna.
     Wreszcie skończyłem jedną nogę i wziąłem się za drugą. Tutaj zacząłem starać się jeszcze bardziej. Powolnymi, kolistymi ruchami wcierałem krem w skórę. Widziałem, że mocniej zacisnęła ręce na pościeli. Gdy doszedłem do kolana i niby przypadkowo kilka razy otarłem ręką o jej wewnętrzną stronę ud, jęknęła cicho, a ja udawałem, że tego nie słyszę, ale muszę przyznać, że tylko resztki sił powstrzymywały mnie przed rzuceniem się na nią. Wreszcie skończyłem.
     Nie chciałem jej już więcej męczyć, więc po prostu wyszedłem z pokoju. Sam także musiałem pozbyć się nadmiernej wypukłości z moich spodni. Ale przede mną jeszcze mnóstwo męczenia Bellony. Nie ma co się śpieszyć.
     Wieczorem przyszedłem do jej pokoju. Leżała na łóżku i ślepo wpatrywała się w sufit, telewizor nadal był włączony. Spojrzała na mnie przelotnie.
     - Wstawaj, królewno, trzeba się wykąpać.
     Kobieta spojrzała na mnie jak na wariata. Zrobiła się cała blada, co o mały włos nie doprowadziło mnie do śmiechu. Chyba nawet przeszedł ją dreszcz, bo drgnęła gwałtownie.
     - C… co? - spytała piskliwym głosem. Uśmiechnąłem się łobuzerko i podszedłem do niej bliżej.
     - To co z słyszałaś. Idziesz się kąpać, przecież nie będziesz śmierdzieć.
     - Ale ja jestem chora! A chory nie powinien się kąpać! - broniła się, ale pokiwałem tylko głową.
     - Ty nie jesteś chora, tylko niepełnosprawna. Ściągaj ciuszki, zaniosę cię do łazienki.
     - Chyba śnisz! - krzyknęła mi prosto w twarz czerwona ze złości. Jestem bardzo ciekaw jak wyjdzie z tej sytuacji.
     - Rozbieraj się, albo zrobię to za ciebie - powoli traciłem cierpliwość. Nie mam czasu na kłócenie się z nią przez całą noc. Ja też mam swoje sprawy.
     - Skoro tak ci na tym zależy, to idźmy na kompromis! - krzyknęła w poddańczym geście, gdy zacząłem się do niej przybliżać.
     - Co proponujesz? - wyprostowałem się.
     - Wykąpię się, ale w stroju kąpielowym - odpowiedziała poważnie, a ja uśmiechnąłem się. Cóż, może to nie będzie to samo, ale przecież nie mogę jej zmusić, aby się rozebrała, aż taką świnią jeszcze nie jestem.
     - Zgoda. Gdzie masz ten strój?
     Pokazałam mi palcem szafkę, a ja zacząłem przeglądać jej ubrania. Znajdowały się tam przeważnie same spodenki, ale wreszcie trafiłem na strój jednoczęściowy. Zrezygnowałem i zacząłem grzebać dalej. Cholera! Znalazłem strój dwuczęściowy, ale złożony z krótkich spodenek i topu. No pięknie. Ale w sumie czego mogłem się spodziewać po Bellonie? Przecież ona jest niemożliwa!
     Rzuciłem jej na łóżko dwa kawałki materiału i oparłem się o szafkę. Spojrzała na mnie wymownie. No cóż, miałem jeszcze trochę nadziei. Niestety, przeliczyłem się. Z rezygnacją wyszedłem i czekałem aż się przebierze. Chwilę jej to zajęło, jakieś dziesięć minut. Po tym czasie zawołała mnie.
     Obejrzałem ją od nóg do głowy i przez chwilę nie mogłem wyjść z podziwu. Miała długie nogi, lecz nie sflaczałe jak u większości kobiet, ale idealnie umięśnione. Na brzuchu widziałem delikatny zarys mięśni i do tego ciasno opięty biust w topie. Na widok jej zarumienionej twarzy i speszonego spojrzenia, zrobiło mi się ciasno w dżinsach.
     Poszedłem do łazienki i nalałem całą wannę wody, do tego dolałem jakieś olejki i Bóg wie co jeszcze. Gdy wszystko było gotowe, poszedłem po Bellonę. Wziąłem ją na ręce i pomału włożyłem do wanny. Syknęła na początku, jakby woda była za gorąca, ale ostatecznie nic nie powiedziała. Przez chwilę nic nie robiła prócz siedzenia, ślepo wpatrywała się w góry piany.
     - Kiedy ty się tak zmieniłaś? - spytałem.
     - O czym ty mówisz? - spojrzała na mnie, marszcząc brwi.
     - Kiedy cię spotkałem, byłaś taka waleczna, nawet pokonałaś Michała. A teraz wyglądasz jak taka płochliwa nastolatka.
     - Wcale nie! - zaprotestowała gwałtownie, jeszcze bardziej się czerwieniąc.
     Uniosłem jedną brew. Myśli, że jestem taki głupi? Chce oszukać boga kłamstw? Nie ze mną te numery!
     - Ty mnie tak zmieniłeś - wymamrotała, odwracając głowę.
     Nie dociekałem więcej. Miałem jeszcze pracę, więc byłem zmuszony zostawić ją samą, choć przez chwilę zastanawiałem się, czy mogę to zrobić. Jeszcze mi się utopi i kogo ja będę denerwował?
               
     Usiadłem przed komputerem i zacząłem szukać jakichkolwiek informacji o Erosie i Apollo. Muszę ich w końcu złapać, a tym szybciej to zrobię, tym będę bardziej zadowolony. Nagle usłyszałem krzyki. Moje ciało zareagowało szybciej niż rozum. Zerwałem się z krzesła i pobiegłem do łazienki. Bellona ciężko dysząc, zatykała nos, z którego pociekła krew. Trzęsła się i nie dało się tego ukryć. Ale co mogło się stać? Przecież nikogo nie było.
     - Weź mnie stąd - wypowiedziała ledwo słyszalnie.
     Nie musiała mi powtarzać drugi raz. Bez problemu przeniosłem ją na łóżku i poszedłem do łazienki po kompres. Położyłem go jej na kark i kazałem pochylić głowę.
     - Co się stało?
     - Nic - odpowiedziała.
     - Bellona, nie zachowuj się jak dziecko. Powiedz, co się stało.
     - Zasnęłam i tyle.
     - Więc co ci się śniło? - zaczęło mi brakować cierpliwości. Jak można być tak dziecinnym?!
     - Morze. Nic ci więcej nie powiem! - zezłościła się. Najwyraźniej temat jej snu był jakąś wielką zagadką.
     - Chodzi ci o to morze, z którego się urodziłaś?
     - Skąd to wiesz? - poderwała głowę do góry i spojrzała na mnie oszołomiona.
     - Ktoś mi powiedział.
     - Ja to ktoś ci powiedział?! Tylko dwie osoby o tym wiedziały… - zacięła się gwałtownie, a w jej oczach widziałem jakby strach. - Niemożliwe, aby to był Fobos, przecież on zniknął wieki temu.
     - Hej, ziemia do Bellony. Nie gadaj sama ze sobą i to jeszcze na głos. Masz tutaj ręcznik i ubrania, doprowadź się do porządku, a ja muszę wyjść. Wrócę gdzieś w nocy - podałem jej ręcznik, ubrania i wyszedłem.

Przejdź do:
- opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 14
- opowiadanie następne: Opowiadanie 16

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz