sc Agonia bogów: schyłek mitologii: Opowiadanie 5
Layout by Scar

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Opowiadanie 5

*** Bellona, Madryt

     W tle wciąż pobrzmiewała cicha, kojąca muzyka. Tłum ludzi przechadzał się od jednej rzeźby do drugiej, starannie przyglądając się im i rozprawiając o nich. Podeszłam do jednej, gdyż zauważyłam w niej coś znajomego. Wprawdzie Loki opowiadał mi o wszystkich rzeźbach, które tutaj będą i pokazywał mi zdjęcia, ale w tej było coś najbardziej znajomego. Jakbym gdzieś ją już widziała. Tylko gdzie?
     - Wspaniałe arcydzieło, nieprawdaż? - usłyszałam obok siebie męski głos. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam barczystego czterdziestolatka z czarnymi włosami i błękitnymi oczami. Miał ostre rysy twarzy, a na sobie czarny garnitur, a pod spodem nieskazitelnie biała koszulę. Pewnie sama ta koszula kosztowała więcej niżeli wszystko to, co miałam na sobie.
     Nie wiem, dlaczego dałam się namówić, aby to założyć. Miałam na sobie białą sukienkę, która sięgała powyżej moich kolan, nawet do połowy ud. Zdecydowanie za krótka. Nie miała żadnych ramiączek, jakimś sposobem trzymała się na moich piersiach, cud. Nie mam zielonego pojęcia, jak ludzie to wymyślili, ale na szczęście nie spadała, ani się nie podciągała do góry. Najgorsze było to, że przez tą sukienkę moje piersi zdawały się być jeszcze większe, niż w rzeczywistości, przez co oczy wszystkich mężczyzn skierowane były na mój dekolt. Moją talię mocno przepasał czarno-złoty, szeroki pas. Dół sukienki nie był prosty i wąski, jak u wszystkich tutejszych kobiet, lecz fałdował się i swobodnie rozchodził na boki, to chyba nazywało się… rozkloszowanie? Coś w tym stylu. Na nogach miałam czarne, niepełne buty na trzynastocentymetrowym obcasie. Chyba przez miesiąc uczyłam się na nich chodzić, ale na szczęście udało się. Włosy miałam swobodnie rozpuszczone, troszeczkę tuszu do rzęs i błyszczyk do ust. Moją jedyną biżuterią był złoty krzyżyk.
     Byłam zupełnym przeciwieństwem kobiet, które tutaj przyszły. One miała proste sukienki koloru czarnego lub czerwonego, pojedyncze tylko miały granatowe; włosy spięte w koki  i tony makijażu. Krótko mówiąc, ja wyglądałam jak nastolatka, która zaraz miała iść na imprezę, a one jak dojrzałe, znające się na sztuce profesjonalistki.
     - O tak, wspaniałe. Mam nadzieję, że uda im się zdobyć dużo pieniędzy - uśmiechnęłam się słodko, tak jak kazał mi Loki.
     - Też mam taką nadzieję. W końcu pieniądze przeznaczone będą na ludzi, których dotknęły różne katastrofy.
     - To naprawdę szczytny cel i jestem przekonana, że ludzie zwrócą uwagę także na to.
     - Podzielam twoje zdanie, moja droga - nagle do naszej rozmowy wtrąciła się jakaś kobieta.
     Spojrzałam za siebie, aby ujrzeć właścicielkę tego głosu. Zatkało mnie. Wysoka kobieta w zielonej sukience, wprawdzie prostej, lecz różniącej się od innych tym, że posiadała na niej białe perły. Na rękach ciemnozielone rękawiczki, nogi jak u modelki, buty na niewielkim obcasie. Do tego jeszcze perłowy naszyjnik i kolczyki, czarne włosy były spięte w koka zieloną spinką, a zielone… nie, szmaragdowe oczy patrzyły na mnie z wyższością.
     - Och, przepraszam panie, ale za niedługo zacznie się licytacja. Muszę się przygotować - i tak opuścił nas czterdziestolatek, który nawet się nie przedstawił. Zero manier.
     Gdy spostrzegłam, że oddalił się dosyć daleko, aby nie usłyszeć naszej rozmowy, odwróciłam się w stronę kobiety.
     - Co to ma być, Loki? - syknęłam, aby nie zwrócić niczyjej uwagi.
     - Co ma  być? Nie podoba ci się moja nowa postać? - spojrzał na mnie z udawanym żalem. Zaprzeczyłam poważnie głową, przez co wrócił do swojego charakterystycznego uśmieszku.
     Ugh… Jak ja go nie cierpiałam. Zawsze, gdy się tak uśmiecha, wiem, że coś knuje. Po prostu zawsze.
     - A może zazdrościsz, że wyglądam piękniej od ciebie? - szepnął mi zaczepnie.
     - Raczej tego, że wyglądasz bardziej przyzwoicie niż ja. Spójrz na mnie! Wyglądam jak puszczalska małolata!
     - Oto chodzi, kotku. Masz wyglądać pociągająco i uśmiechać się do wszystkich mężczyzn - czułam, że się czerwienię ze złości.
     - A co to da?
     - Jeżeli będziesz licytować i uśmiechać się do każdego mężczyzny, będą mieli nadzieję, że ci się podliżą i zyskają u ciebie punkty.
     - To jest ta lekcja manipulacji? - spytałam, aby odgonić od siebie zażenowanie.
     - Tak jest - pstryknął palcami i wyprostował się dumnie. - A i nie mów do mnie Loki, a Lory.
     Przewróciłam oczami. Po co ta cała maskarada? Rozejrzałam się dookoła. Miałam porozmawiać z kilkoma facetami. Już z czterema mi się udało, ale więcej nie zaszkodzi.
               
     Zaledwie parę minut przed licytacją wszyscy zajęli miejsca. Gdy weszłam na salę obok wystawy rzeźb, wszystkie miejsca były już zajęte, więc stanęłam obok. Nie stałam długo, gdyż zaledwie dwie minuty później podeszło do mnie trzech mężczyzn i mówili, że ustąpią dla mnie miejsce. Uśmiechnęłam się do wszystkich trzech i odmówiłam. Nie lubiłam wykorzystywać ludzi, a za niedługo miałam ich wykorzystać tak na poważnie. Ale w końcu pieniądze mają być przeznaczone dla ludzi, których spotkała tragedia, więc to w sumie dobre wykorzystanie.
     Licytacja zaczęła się od wielkiej rzeźby przedstawiającej młodego mężczyznę ubranego w togę, który rozmyślał o czymś. Zaczęłam licytować, a zaraz za mną moją cenę poprawiali mężczyźni. I tak było we wszystkich rzeźbach. Ceny dochodziły nawet do pięciu milionów dolarów, w pomieszczeniu było duszno, czułam okropny smród alkoholu i w dodatku rozbolała mnie głowa od krzyków. Czułam jak krew odpływa z mojej twarzy, a nogi uginają się pod ciężarem mojego ciała, które nagle zrobiło się niewiarygodnie ciężkie. Odlatywałam. Dziwne światełka zaczęły migać mi przed oczami, gdy wtem poczułam, jak ktoś mnie łapie. Spojrzałam do tyłu i natrafiłam na lekko uśmiechniętą i zadowoloną minę Lokiego. Zdałam sobie sprawę, że z punktu widzenia innych wyglądało to, jakby Loki (a raczej Lory) podeszła do mnie i przyjacielsko położyła rękę na plecach i ramieniu.
     W głowie zaczęły się pokazywać mi sumy pieniężne, które zostały podbijane podczas kolejnych licytacji. Chcąc otrzeć pot z czoła podniosłam rękę, w której miałam tabliczkę.
     - Piętnaście milionów - wypowiedziałam sumę, która pojawiła się w mojej głowie.
     - Piętnaście milionów dolarów! Kto da więcej?!
     Otworzyłam szerzej oczy. Otrzeźwiałam, nie potrzebowałam już, aby Loki mnie podtrzymywał. Wszyscy patrzyli na mnie, jak na wariatkę, a ja w odruchu uśmiechnęłam się słodko i niewinnie.
     - Bellona! - usłyszałam tuż przy uchu rozwścieczony szept Lokiego, uścisk na ramieniu znacznie nabrał na mocy.
     Skrzywiłam się. Przecież wiem, że Loki nie miał tylu pieniędzy. Może był milionerem, ale miał cztery miliony złoty w polskich złotówkach najwyżej i w dodatku nie w dolarach.
     - Dwadzieścia pięć milionów dolarów! - z krzesła podniósł się jakiś mężczyzna, podnosząc tabliczkę do góry.
     Stanął dumnie wyprostowany, rozpoznałam go dopiero po dłuższej chwili. Był to mężczyzna, który zagadną mnie przy bardzo znajomej rzeźbie, a potem chciał ustąpić mi miejsca, ale odmówiłam.
     - Trzydzieści milionów dolarów! - podniósł się kolejny.
     - Trzydzieści jeden milionów! - i kolejny.
     Teraz to całkiem zakręciło mi się w głowie. Przez chwilę straciłam kontakt z rzeczywistością, ocknęłam się dopiero przy słowach „Sześćdziesiąt sześć milionów po raz trzeci! Sprzedane!”, a potem oklaski.
     - Masz szczęście - lodowaty ton Lokiego przeszył całe moje ciało wywołując silne dreszcze.


     Po powrocie do apartamentu wzięłam długi, lodowaty prysznic. Loki nie żartował mówiąc, że jego świat jest o wiele trudniejszy do ogarnięcia niż ten, którym żyłam dotychczas. Niech diabli wezmą Michała za to, że pokera mu się zechciało! Teraz muszę użerać się z tym debilem!
     Po wyjściu od razu udałam się do swojego pokoju. Marzyłam teraz tylko o ciepłym, wygodnym łóżku. Będę musiała znaleźć potajemnie jakąś pracę, aby zarobić sobie na nowe, porządne ubrania, w których nie będę wyglądać jak puszczalska. Co to, to nie! Skończyło się moje posłuszeństwo względem Lokiego! Wykorzystał to aż w nadmiarze! To, że należę do niego, nie oznacza, że jestem jego marionetką!
     - Bellona, chodź tutaj! - o mały włos nie rozpłakałam się, gdy usłyszałam jego głos.
     - Czego znowu chcesz? Jestem zmęczo… - wymamrotałam stając w progu, ale umilkłam, widząc, jak siedzi na fotelu z uśmieszkiem na twarzy, w ręku trzymał otwartą kopertę i czytał list. Był bez koszulki. Widziałam jego idealnie urzeźbioną klatkę piersiową i brzuch. Mięśnie rąk były wyraźne, lecz nie za mocne. Boże, dlaczego tak mnie dręczysz?! Zrobiło mi się gorąco i naprawdę z wielkim zaangażowaniem wmawiałam sobie, że to nie przez Lokiego. W dodatku zaczęłam szybciej oddychać, a policzki paliły niemiłosiernie.
     - Usiądź - wskazał fotel obok siebie.
     - Nie, dziękuję. Postoję - wydukałam z siebie.
     - Jak wolisz - wzruszył ramionami. - Widzisz ten list, co trzymam? Jest w nim napisane, że sześćdziesiąt procent pieniędzy, które udało im się zdobyć na licytacji, zostaną przelane na moje konto. Wiesz, ile wynosi suma? - pokręciłam głową. - Siedemdziesiąt osiem milionów dolarów. A to wszystko dzięki tobie - uśmiechnął się do mnie szeroko.
     - Świetnie, tak się składa, że potrzebuję pieniędzy - wymamrotałam.
     - A na co ci pieniądze? - spytał podejrzliwie.
     - Na nowe ubrania! Chcę mieć coś normalnego! - krzyknęłam rozwścieczona.
     Wyszłam nie czekając na jego odpowiedź. Naprawdę nie wiem, co się ze mną dzieje. Przecież nie musiałam krzyczeć. Dlaczego tak się zezłościłam? Odpowiedź jest prosta. Dlatego, że pieniądze miały iść w całości na ludzi poszkodowanych, a okazuje się, że on dostał aż sześćdziesiąt procent! W ogóle dlaczego nie zwróciłam mu na to uwagi? Myślałam wtedy tylko o swoich ciuchach, a o potrzebujących całkowicie zapomniałam. Co się ze mną dzieje?!
     Zaraz! Ta rzeźba co poszła za sześćdziesiąt sześć milionów dolarów… Już wiem, gdzie ją widziałam! Przecież ona jest… na obrazie Lokiego. No nie, nie mówcie mi, że to wszystko zostało ukartowane…

                Niech go szlag!
Przejdź do: - Opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 4 - Opowiadanie następne: Opowiadanie 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz