sc Agonia bogów: schyłek mitologii: Opowiadanie 11
Layout by Scar

niedziela, 1 listopada 2015

Opowiadanie 11

     Niczym rozjuszony byk pędził w moją stronę. Serce waliło mi jak szalone. Zawiodłam się na tym, że nie przeleciało mi życie przed oczami, jak twierdzą niektórzy, że w takich chwilach właśnie to się dzieje, aby potem żałować za swoje grzechy, przypomnieć sobie najgorsze momenty i przeprosić za nie. Być może wtedy masz większą szansę na wejście do Nieba. Ale przecież ja nie pójdę do Nieba ani nigdzie. Po prostu zniknę, bo nie jestem człowiekiem, nie jestem istotą żywą - jestem ludzką wyobraźnią i ich wiarą.
     Cholera, siły zaczęły ponownie mnie opuszczać, zrobiło mi się ciemno przed oczami, odlatuję. Herkules był tuż przede mną, a ja w jednej chwili zjechałam po ścianie, rozkładając się na ziemi. Wszystko potem strzeliło jak z procy i pojawiła się mgła. Nie zdążył wyhamować, ponownie walną w ścianę, a ona zawaliła się na niego. Ciężkie kamienie uderzały w jego ciało, miażdżyły kości, niszczyły organy, sprawiały ból tak wielki, że bóg zwycięstwa wierzgał całym ciałem na wszystkie strony.
     Wszystko ucichło. Kamienie spokojnie już poopadały. Tylko pojedyncze, maleńkie kamyczki zagłuszały powstałą ciszę.
     Żyłam.
     Żyłam jak jeszcze, kurwa, nigdy. Nagle wstąpiło we mnie tyle energii, że mogłabym tańczyć z radości, biegać nie wiadomo ile, maraton mogłabym przebiec trzy razy bez przerwy - taka byłam pełna energii i siły. Jednak jak to możliwe, że przeżyłam? Wreszcie odważyłam się otworzyć oczy. Wkoło mnie panował półmrok. Przez stertę kamieni przechodziły drobne promyczki światła. Nade mną unosiło się zesztywniałe ciało Herkulesa, bez głowy. Jego głowa zniknęła w ścianie. Cóż za haniebna śmierć. Umarł z głową w ścianie, można by nawet rzec, że jak tchórz, który schował się przed niebezpieczeństwem. Ale uratowało mi to życie, więc ani trochę mi to nie przeszkadzało. Jego potężna pierś zadziałała jak tarcza ochronna. Co za ulga…
     Poruszyłam się, lecz usłyszałam czyjeś głosy.
     - Mówiłem ci, że to debil - znałam ten głos, aż za dobrze. To pieprzony Eros, więc musi być z nim także Apollo. I nie myliłam się.
     - Trzeba było wziąć Hadesa.
     - Hadesa? Przecież on by się nigdy na takie coś nie zgodził. Machnąłby tylko lekceważąco ręką i spytałby się, po co ma to robić. A w ogóle Bellona przecież była jego kompanką przez pewien czas.
     - W sumie to racja, ale ten osioł zginął, bo wpadł w szał bojowy. Hades zachowałby pełny spokój. Od początku, do końca.
     Tego byłam pewna nawet ja. Kto jak to, ale Hades to jedyna osoba, która ma takie nerwy ze stali. Jest opanowany, jak… albo nie, może po prostu jest obojętny, dlatego nic go nie rusza.
     - Ale przynajmniej ona nie żyje, tak?! Mamy to, co chcieliśmy. Wynośmy się stąd, można tutaj zdechnąć, tak jest duszno - i poszli.
     Odetchnęłam z ulgą, a potem zamknęłam oczy. Niby tylko na chwilę.
               
     Obudziłam się, gdy usłyszałam czyjeś głosy. Ktoś dokopywał się do mnie i to naprawdę żwawo. Można by rzec, że nawet w lekkiej panice. Wreszcie mogłam odetchnąć gęstszym powietrzem. Miałam wrażenie, że pod tą stertą gruzu zaczyna brakować tlenu. Jeszcze tego by brakowały, by po zwycięskiej walce umrzeć z braku najważniejszej esencji dla każdego żywego stworzenia. Na szczęście czekał mnie inny los, niżeli Herkulesa.
     - Wreszcie cię znalazłem! Chwała Bogu! - odetchnął z ulgą.
     Uśmiechnęłam się zwycięsko i spokojnie czekałam, aż Gabriel wyciągnie mnie z całej tej mini jaskini. Po wyciągnięciu rozejrzałam się i zobaczyłam także Michała i Rafaela. Obaj wyciągali ciało legendarnego herosa.
     Gdy już leżał na wznak na ziemi, Michał przykucnął na palce i dokładnie mu się przyglądał. Największą uwagę przykuwała jego zdeformowana twarz. Lewa połówka była płaska jak głowa Skipera z Pingwinów z Madagaskaru. W dodatku włosy były całe w kurzu przyklejonym do krwi. Okropny widok, lecz przynajmniej miałam satysfakcję ze zwycięstwa.
     - Bellona, możesz się ruszyć? - spytał Gabriel łagodnym głosem.
     W sumie to poza bolącą głową nic mi nie było, mogłam biegać, skakać, tańczyć i Bóg wie jeszcze co, ale dlaczego by tak nie wykorzystać archanioła? Zobaczymy na ile są boskie te jego mięśnie.
     - N… niezbyt. Chyba jeden z kamieni spadł mi na nogę - oznajmiłam smutnym głosem.
     - Zabiorę cię na górę, a potem uleczę. Będziesz mogła się tam przespać, powiadomimy Kłamcę, że jesteś u nas.
     To zabrzmiało, jakbym była dzieckiem, które było niegrzeczne w szkole i trafiło na dywanik do dyrektora, ale zanim by to nastąpiło, nauczyciel wypowiedziałby formułkę „Zobaczysz, powiadomimy o wszystkim twoich rodziców!”, a potem uwaga do dziennika. Skrzywiłam się nieco, ale nie dałam tego po sobie poznać. Za to w ogóle nie protestowałam, gdy Gabriel podniósł mnie na ręce i razem wzbiliśmy się w powietrze. Objęłam go rękami za szyję.
     Start, lot i lądowanie poszło gładko, gdybym zamknęła oczy, nawet bym nie wiedziała, że unoszę się w powietrzu, że latam w objęciach archanioła. Och… nie ma nic bardziej romantycznego, niżeli lot sam na sam z mężczyzną nad włoskim miastem przy zachodzie słońca. Wszystko byłoby świetnie, cudownie i nie wiadomo jak jeszcze urwane z filmu lub bajki, gdyby nie fakt, że ów mężczyzna był archaniołem i tym samym zwiastunem śmierci. Na to ostatnie cała magia chwili zniknęła.
     Faceci to autentycznie świnie, to trzeba przyznać. Nie ważne czy to człowiek, bożek czy anioł. Urodził się świnią i świnią do końca życie pozostanie.

     Gabriel uzdrowił mnie w anielskim salonie. Położyłam się na kanapie, a on wyszedł. Położyłam lewą rękę na moje piersi i zamknęłam oczy. To był ciężki dzień - ścisnęłam nieco kawałek mojego jędrnego ciałka. Z jednej strony fajne są, ale z drugiej przeszkadzają trochę w pracy. Zdecydowanie za duże! Ale również świetnie jest się nimi pobawić. Muszę kiedyś wypróbować ten trik z utrzymaniem puszki piwa lub Coca-Coli pomiędzy piersiami.
     Może być zabawnie. Najlepiej potem jeszcze uwiecznić to na zdjęciu.
     Niespodziewanie drzwi otworzyły się z hukiem. Chciałam wstać i sprawdzić, kto to był, lecz w tym momencie ktoś przyłożył mi ostrze miecza do krtani. Nawet nie drgnęłam, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, kto taki nachodzi mnie po ciężkiej bitwie.
     - Rusz się choćby na milimetr, a odetnę ci ten twój fałszywy łeb! - syknęła postać złowrogo.
     Poczułam z tyłu powiew powietrza. To był na pewno Gabriel. Stróżów nie było, Legion znajdował się w innej części, a archaniołowie jeszcze nie wrócili.
     - Gabriel? - spytałam cicho.
     - Wybacz, to wasze prywatne sprawy. Mnie tu już nie ma - ulotnił się, zamykając za sobą drzwi. Typowe. Wtedy, kiedy są potrzebni najbardziej, nigdy ich nie ma.
     - Jak mogłeś? - miecz zniknął z mojej szyi, lecz i tak nie ruszyłam się. - Jak mogłeś?!
     - No wiesz, trochę magii, odwagi, list zachęcający… - wyliczałam rozbawiona, lecz brutalnie mi przerwano.
     - Loki!
     Usiadłam prosto, wpatrując się w oblicze Bellony, tej prawdziwej Bellony - rozwścieczonej bogini wojny.
     - Zrobiłem to, gdyż na kilometr śmierdziało mi to podstępem ze strony Erosa i Apolla. A ich obydwu chcę poćwiartować na kawałki, więc nie miałem innego wyjścia. Wiedziałem, że ty zmierzysz się z Herkulesem, ale tamtej dwójki nawet nie dotkniesz. Musiałem wziąć sprawy we własne ręce.
     Bellona usiadła zrezygnowana koło mnie. Westchnęła ciężko.
     - Tak, nawet bym ich nie dotknęła. Ale to nie oznaczało, że miałeś prawo przemienić się we mnie i pójść tam za mnie. To było oszustwo, a Herkules liczył na poważny, honorowy pojedynek. A w ogóle dlaczego tak ci na nich zależy, co?
     - Mam z nimi prywatne porachunki i na pewno im nie wybaczę tego, co zrobili.
     Przez chwilę Bellona mierzyła mnie nieufnym wzrokiem, lecz wreszcie dała sobie spokój. Uśmiechnęłam się na to.
     - Najgorsze jest to, że wtedy zadzwoniłeś do mnie i tylko się spytałeś, jak u mnie. Nie pisnąłeś nawet słówkiem, równie dobrze mogłeś w ogóle nie dzwonić. To było chamskie.
     - Oj, mój aniele, daj wreszcie spokój. Było, minęło. Nic na to nie poradzisz - mówiłam uwodzicielskim głosem i pogłaskałam ją po policzku. Może wciąż wyglądałam jak ona, ale mówiłam swoim prawdziwym głosem, to znaczy tym należącym do Lokiego.
     Prawie natychmiast odepchnęła moją rękę, lekko się zaczerwieniła. Tylko nie wiedziałam czy ze złości, czy z zażenowania.
     - Możesz wreszcie przemienić się w siebie?! To dziwne gadać tak sama ze sobą! To mnie rozprasza i denerwuje.
     Zaśmiałam się.
     - Czyli jednak jesteś hetero? I wolisz, gdy podrywa cię mężczyzna? - to była bardziej stwierdzenie niżeli pytanie. - To może zamienię się w Brata Pitta albo Johna Deppa? - Bellona już miała coś powiedzieć, na serio rozwścieczona, ale uniosłam do góry ręce w geście poddańczym. - Dobra, dobra. Już siedzę cicho. Mam tylko małą prośbę. Czy mogę coś wypróbować?
     Spojrzała mi w oczy przenikliwie.
     - Pod warunkiem, że nie będziesz robić nic sprośnego z moją podobizną.
     - Oczywiście - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu zadowolenia. Nawet nie wie, na co właśnie się zgodziła.
     Usiadłam, przekręcając  się bardziej w jej kierunku. Dokładnie obserwowała każdy mój ruch, jakby spodziewała się, że zaraz się na nią rzucę z nożem. Jednak ja miałam inne zamiary. Gwałtownie wychyliłam się do przodu, dotykając swoimi ustami jej. Wyglądała tak samo, jak za pierwszym razem. Najpierw szok, a potem stopniowo jej policzki zaczęły się czerwienić. Jak to pięknie wyglądało!
     Ale jak za pierwszym razem, odchyliłam się, zanim wybuchła.
     Zamyśliłam się na chwilę. Było… zwyczajnie. To nie to samo całować się z Belloną w postaci kobiety i Lokiego. Nie jestem gejem czy bi, ale lubię ryzyko i próbować nowych rzeczy. Całowanie Bellony to jedno i drugie. Ale wolę całować ją jako ten prawdziwy ja, bez przebieranek, bez udawania.
     Od kiedy to ja taka uczuciowa jestem?! Jakoś do tej pory nigdy nie przeszkadzało mi, pod jaką postacią brałam kobietę!
     - Hm… Nie wiem, co lesbijki widzą w tym pociągającego - mruknęłam do siebie.
     Ledwo wypowiedziałam te słowa, a w moją twarz leciała nie otwarta dłoń, tylko mocno zaciśnięta pięść. Oj… Chyba dałam jej za długą przerwę, mogę tego teraz pożałować.
     Ostatecznie jednak dostałam tylko liścia, ale tak mocnego, jak jeszcze nigdy. Cofnęło mnie do tyłu. Bellona chciała poprawić to mocnym kopniakiem w brzuch (bądź krocze, tego się jednak nie dowiedziałam), jednakże złapałam jej nogę i mocno zepchnęłam na bok, w stronę oparcia kanapy. Teraz ja wykorzystałam moment. Popchnęłam boginię tak, aby się położyła, po czym złapałam jej obydwie ręce, skrzyżowałam w nadgarstkach i przytrzymałam jedną ręką nad jej głową, drugą oparłam o kanapę, aby nie była w stanie mnie przewrócić.
      - Wybacz, aniele, ale to ja jestem typem dominującym - wyszeptałem uwodzicielsko, ściągając iluzję.

Przejdź do:
- opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 10
- opowiadanie następne: Opowiadanie 12

2 komentarze: