sc Agonia bogów: schyłek mitologii: Opowiadanie 12
Layout by Scar

niedziela, 15 listopada 2015

Opowiadanie 12

***Bellona

     - Złaś z niej, ty parszywy zboczeńcu! - huknął Michał, siłą ściągając ze mnie Lokiego.
     Nie mam zielonego pojęcia, kiedy zjawił się Michał. W jednej chwili ujrzałam Lokiego w jego prawdziwej postaci, a chwilę później koło nas pojawił się Michał tak niespodziewanie, że gdybym mogła, to bym podskoczyła.
     Archanioł nie owijał w bawełnę, patrzył nienawistnym wzrokiem na Lokiego, a ten w ogóle nie przejął się tym, że Michał uniósł go w powietrze bez najmniejszego problemu. Uśmiechał się głupio i jakoś się tłumaczył, ale nie słyszałam dokładnie, co mówił. Ostatecznie archanioł bezpiecznie postawiał go na ziemi, odwrócił się, ale szybko przemyślał jednak decyzję. Z niezwykłą szybkością odwrócił się i uderzył Kłamcę pięścią w brzuch. Ten aż upadł na podłogę.
     Nie wiem dlaczego, ale moją pierwszą reakcją było dobiegnięcie do niego. Nie rozumiem tego. Loki bawi się mną jak lalką, robi ze mną co tylko chce, a jednak rwę do niego, jak dziecko do słodyczy. Mam tego dość, ale jakoś nie mogę przestać.
     Pomogłam mu wstać i spojrzałam na Michała wrogo. Ten tylko prychnął i wyszedł. Loki uśmiechnął się do mnie wesoło i także wyszedł. A ja siedziałam na tej ziemi, jak ostatnia debilka. Ale co miałam zrobić? Nagle wszystko się zmieniło. Całe moje życie wywróciło się do góry nogami.

***
     - Bellono! Pozwól tu do mnie! - westchnęłam, odłożyłam z niechęcią książkę i poczłapałam do pokoju Lokiego.
     Jak zwykle stanęłam tylko w progu, nie lubiłam wchodzić do jego pokoju, czułam się wtedy, jakbym przekroczyła jego przestrzeń osobistą. Jednak i tym razem z tego miejsca miałam doskonały widok na dzieło Lokiego. Aż szeroko otworzyłam oczy. Loki zrobił… kobiety. Trzy rzeźby kobiet. Każda inna i bardzo podobne do… Nie, to nie możliwe. Spojrzałam na Lokiego, a ten wyszczerzył tylko zęby w uśmiechu. Ten uśmiech mówił dosłownie wszystko: miał kolejny plan, jak uprzykrzyć komuś życie.
     - Przedstawiam ci Gabi - położył ręce na blondwłosej, szczupłej dziewczynie, która miała oczy koloru czystego nieba i jasną karnację, następnie przeszedł do kolejnej, która miała czarne włosy sięgające prawie do tyłka, śniadą cerę i brązowe, uśmiechnięte oczy - to jest Raf, a to Michalina - ostatnia miała ostre rysy twarzy, brązowe włosy i dumne spojrzenie.
     Westchnęłam cicho zrezygnowana.
     - Czy ty naprawę musisz to robić?
     - Oczywiście, że tak. Naszym archaniołom przyda się trochę rozrywki, nie uważasz? Kobiece towarzystwo dobrze im zrobi.
     - To jest zły pomysł! Nie rób tego!
     - Bo co? Zabronisz mi? Aniele, nie masz tutaj nic do powiedzenia. Ale będziesz mi potrzebna. Ty znasz lepiej archaniołów ode mnie, więc opiszesz mi ich cechy charakteru, abym mógł wybrać odpowiednie dla tych kobiet.
     - Cechy charakteru?
     - No jasne. A coś ty myślała? Że zrobienie człowieka z niczego jest takie proste? Kto jak kto, ale ty chyba powinnaś się trochę na tym znać, w końcu Zeus wymyślił sobie, że zrobi Pandorę. Prawda?
     - Nie wtrącałam się w sprawy Jowisza, ani żadnego innego boga prócz Marsa! - zaprotestowałam gwałtownie. Co on sobie myślał?
     - Och, aniołku, daj spokój. Pomóż mi, proszę - Loki nagle znalazł się za moimi plecami, torując mi wyjście, położył swoje dłonie na moich ramionach. Delikatnie, acz stanowczo. Zatrzęsłam się z zimna. Jego zimne palce zostawiały palący ślad na moich ramionach.
     - No dobrze, ale jeżeli ktoś się dowie, że ci pomagałam, to ty zginiesz jako pierwszy - syknęłam przystępując stanowczy krok do przodu. Nie miałam zamiaru dłużej bawić się z nim w te jego giereczki.

***Loki
ostatnie przygotowania

     Wszystko idzie zgodnie z planem. Jeszcze tylko najmniejsze szczegóły, aby ów kobiety były wykonane perfekcyjnie. Pozostaje jeszcze pytanie, jak podrzucić je do Nieba, aby od razu nie zostały wygonione. Hm… Ciężka sprawa.
     Aha! Już wiem. Mój plan jest iście genialny! Uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem na trzy kobiety stojące przede mną. Rozmawiały o rzeczach, które w ogóle mnie nie interesowały.

***Niebo, salon

     - Uspokójcie się, dziewczęta - po raz kolejny nakazałem im ciszę, ale jak to kobiety. Tylko na mnie spojrzały i wróciły do swojej paplaniny. Zaledwie przez pięć minut nieco ściszyły ton, ale zaraz znów wróciły do poprzedniej głośności. Miałem już tego dość.
     - Kłamco! Co tutaj się dzieje?! - poderwałem się gwałtownie.
     Tak jak się spodziewałem. Przyszli wszyscy. Przedtem dałem im małego cynka, że na Ziemi wybuchł pożar w jednym z domów, rzekomo opętanym. Cóż, dom spłoną, dwudziestolatki zostały bez rodziny, domu, pieniędzy. Poprosiły mnie o pomoc, a ja nie mogłem odmówić. Tak. Jak ja kocham ten zawód.
     - Kto to jest? - spytał łagodnie Gabriel, mierząc wzrokiem wszystkie trzy. No tak, na ich widok wszystkie zamilkły i wpatrywała się w nich jak w klejnoty na wystawie.
     - To te trzy kobiety, o których wam mówiłem. Są trojaczkami, ale jakoś nie wyglądają - spojrzałem na nie krytycznym wzrokiem, po czym znów wróciłem do rozmowy z Gabrielem, od czasu do czasu spoglądając na pozostałych. - Poprosiły mnie o pomoc, w końcu ich dom spłonął z waszej przyczyny.
     - Naszej?! - Michał uniósł się gniewem.
     - Przecież to wy kazaliście mi pozbyć się tych demonów  za wszelką cenę. Wypełniłem rozkaz, ale one teraz nie mają dosłownie niczego.
     Rafał spojrzał na Gabriela, a on na niego - rozmawiali. Rafał nigdy nic nie mówił, porozumiewał się drogą umysłową, ale nie z każdym. Z Michałem nigdy nie chciał gadać. Gabriel kiedyś mi o tym opowiadał, ale zupełnie nie zrozumiałem o co chodzi.
     - Cóż, myślę, że możemy je przyjąć na jeden dzień - powiedział Gabriel powoli, a Michał spojrzał na niego nienawistnym wzrokiem.
     - Czy cię pogrzało?! Kobiety?! Tutaj?! I to w dodatku ludzkie?! Ani mi się śni! - huknął tak głośno, że już wolałem paplaninę tych trojaczek.
     - Em… Przepraszam, ale… - usłyszałem za sobą dumny głosik jednej z nich. Od razu wiedziałem, która to będzie. W końcu wszystko idzie zgodnie z planem. - W imieniu moich sióstr chciałabym przeprosić was, ale skoro jesteśmy takim zbędnym balastem, to nie chcemy się narzucać. Lothew, pokaż nam, proszę, wyjście.
     Michał dokładnie spoglądał na brązowowłosą. Jego twarz pozostała równie kamienna, jak przedtem, ale boga kłamstw nie da się oszukać. W jego oczach widziałem podziw do tej drobnej kobitki. Tak! Wszystko idzie świetnie. Jeszcze trochę i będzie wyśmienicie.
     - No cóż, może macie rację. Chodźcie, wyprowadzę was stąd - wskazałem wyjście, a ich obrzuciłem gniewnym i wzrokiem. - Archaniołowie się znaleźli. Tacy z was archaniołowie, jak ze mnie świętobliwa duszyczka.
     Blondynka prowadziła pierwsza. W jednej chwili potknęła się i poleciałaby na twarz, gdyby nie oczywiście Gabriel, który złapał ją tuż przy ziemi. Spojrzeli sobie w oczy, a ja już wiedziałem, co się święci. Miałem ochotę się uśmiechnąć, ale musiałem jeszcze chwilę wytrzymać. Siostry podbiegły do niej, ale Gabi w ogóle nie zwracała na nie uwagi, była zajęta chłonięciem wzroku anielskiego posłańca.
     - No dobra, dziewczyny, koniec tego dobrego, wychodzimy! - poganiałem je ruchem ręki, gdy wtedy zadzwonił mi telefon.
     Odebrałem. Zrobiłem zaniepokojoną minę i przygryzłem dolną wargę. Czym prędzej rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni.
     - Dobra, zmiana planów. Bellona ma kłopoty. Muszę do niej jechać. Niestety nie mam czasu nigdzie ich zabrać, więc tymczasowo muszą zostać tutaj. Proszę bardzo. Gabi, to jest Gabriel, Gabriel to jest Gabi - przedstawiłem ich sobie, po czym podszedłem do czarnowłosej. - Raf, to jest Rafael, Rafael, to jest Raf. A teraz ty. Michale, to jest Michalina, Michalina, to jest Michał. Zajmijcie się nimi, ja muszę lecieć!
     - Czekaj, a dlaczego dałeś każdemu z nas po jednej? - spytał podejrzliwie wódz anielskich legionów wyraźnie zakłopotany całą tą sytuacją. Spojrzałem na niego ironicznie.
     - Chłopie, ciężko poradzić sobie z jedną kobietą, a co dopiero z dwiema lub trzema na raz! Na początek jedna ci starczy, uwierz mi.
     Zniknąłem. Użyłem swojego kamienia teleportującego i znalazłem się w moim przytulnym mieszkaniu. Przebrałem się w coś luźniejszego, po czym powędrowałem za pysznym zapachem pochodzącym z kuchni.
     - Coś szybko ci poszło - powiedziała Bellona opierając się o blat. Obiad już czekał na mnie na stole.
     - No wiesz, pozbyłem się dzieci, więc teraz możemy trochę pogrzeszyć, nie uważasz? - spytałem podchodząc do niej. Ominęła mnie zwinnym ruchem i wyszła oburzona.
     - Jesteś obleśny - i wyszła z mieszkania.

     Ja? Obleśny? Ależ skąd! Ja tylko potrzebuję samotności. Dużo samotności i cierpliwości. Teraz to jest najważniejsze, aby wszystko poszło zgodnie z planem.

Przejdź do:
- opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 11
- opowiadanie następne: Opowiadanie 13

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz