*** Loki, Niebo
Po kilku dniach Bellona i ja
przybyliśmy do Nieba. Przez te dni Bellona leżała w szpitalu, gdzie
odpoczywała. Po wyjściu wyglądała o wiele lepiej, a jedna noc w swoim łóżku u mnie
w apartamencie wystarczyła, aby wróciła do dawnej świetności.
Starała
się o tym wszystkim nie myśleć. Ostatnie wydarzenie było koszmarem i nie
chciała do tego nigdy wracać. Mimo to musiała pomówić z archaniołami, gdyż w
Piekle dowiedziała się kilku istotnych rzeczy. Mi nie chciała zdradzić, ale im
to od razu!
-
Chodzi oto, że Lucyfer znalazł jakąś potężną moc, dzięki której będzie mógł
podbić cały świat. Ta moc jest ponoć tak potężna, że może zabić nawet was. Nie
wiem o co dokładnie chodziło, bo on mi tego nie zdradził, ale coś wspomniał.
-
Więc tak się mają sprawy. Hm… Cóż, będę czekał na jego krok. Nie mi rozpoczynać
wojnę z Piekłem. Dziękuję, Bellono.
-
Właśnie, masz może pożyczyć na tę noc pokój z dużym łóżkiem? - spytałem
Michała. Nie chciało mi się już szukać jakiegoś hotelu.
-
Niech ktoś przyniesie klucz do jednego z pustych pokoi dla Kłamcy! - krzyknął
Michał do aniołów.
Nie
czekaliśmy długo. Zanim Michał zdążył coś powiedzieć, a chciał, bo już otwierał
usta, zjawił się anioł i wręczył mi klucz do pokoju. Spojrzałem na numer. 472.
Hm… Gdzie to może być?
-
Gdzie znajdę ten pokój? - pokazałem archaniołowi numerek.
- Na
pierwszym piętrze po prawej stronie - odpowiedział za Michała Gabriel.
-
Dzięki - rzuciłem i już chciałem odwrócić się, i odejść, gdy Gabriel ponownie
zabrał głos.
- A
po co ci u nas pokój?
Na
mojej twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek, którym obdarowuję innych, gdy
mam jakiś niecny, sprytny bądź niebezpieczny plan. Tym razem nie chodziło o
żaden z tych, lecz wchodziło w tą kategorię. Krótko mówiąc - będzie zabawa. I
to na całego.
Żadnych
ograniczeń.
-
Nie chce mi się szukać już jakiegoś porządnego hotelu i kamyki mi się skończyły.
A nie miałem jeszcze nocy poślubnej z Belloną.
-
Co?! - Bellona pisnęła i popatrzyła na mnie przerażona.
-
Słuchaj, słonko, skoro się z tobą ożeniłem, to coś mi się należy z naszego
związku, prawda? Nie mogę żyć w wiecznym celibacie.
-
Ale… ale… ale ja… - jąkała się z przerażenia.
Uśmiechnąłem
się jeszcze szerzej, podszedłem do niej i z szybkością błyskawicy przerzuciłem
ją sobie przez ramię, na co odpowiedziała głośnym piskiem.
-
Szkoda czasu, kochanie. Nie mam zamiaru stracić żadnej drogocennej sekundy tej
nocy - mówiłem rozbawiony i skierowałem się w stronę wyjścia.
-
Puszczaj! Puszczaj! Puszczaj! - szamotała się i biła mnie pięściami w plecy,
ale odpowiedziałem jej na to tylko serdecznym śmiechem.
Stanąłem
przed pokojem, do którego miałem klucz. Drzwi oczywiście były śnieżno białe, a
ich numerek znajdował się ponad framugą, napisany ozdobnym charakterem pisma.
Bellona
przestała się już wyrywać, ale cały czas coś jęczała do siebie. Niewyraźne
słowa i bełkot w ogóle mnie nie obchodziły. Myślała, że w ten sposób zlituję
się nad nią? Ha! W życiu. Nie mam zamiaru przepuścić takiej okazji!
Pokój
posiadał kremowe ściany, przy drzwiach był włącznik do niewielkiej lampy.
Podłużne okienko znajdowało się naprzeciw drzwi porządnie przysłonięte firanką
i roletą koloru błękitnego. Po mojej prawej stronie znajdowało się wielkie
łóżko, tak zwane łoże małżeńskie. Ironia? Zbieg okoliczności? Nie sądzę. Łoże
było w odcieniach kolory kremowego i niebieskiego. Mnóstwo pierzastych poduszek
umożliwiało usadowienie się najwygodniej, jak tylko się dało. Cóż, nie było to
może lepsze od tych, które mam w apartamentach, lecz dobre i to. Ponadto w pokoju
znajdowały się jeszcze jedne drzwi, które prowadziły do małej, lecz
przestronnej łazienki wyposażonej w prysznic, wannę i umywalkę z szafkami.
Podszedłem
do łóżka i zrzuciłem na nie Bellonę, która jedynie głośniej jęknęła w momencie
pierwszego odbicia się od materaca. Potem przysiadła i rozejrzała się dookoła.
Kątem oka udało mi się zauważyć niepewność i strach w jej oczach, lecz nic nie
powiedziała. Nie wpadła w szał, nie próbowała uciec lub pobić mnie. Po prostu
spokojnie czekała, a raczej nie spokojnie, ale zdenerwowana i spięta.
Podszedłem
do drzwi, zamknąłem je na klucz i zgasiłem światło dla atmosfery, panował teraz
półmrok. Gdy wracałem do łóżka, Bellona śledziła mnie wzrokiem.
- I
co teraz? - spytała, gdy stanąłem nad nią.
Uśmiechnąłem
się do niej czule i przykucnąłem. Patrzyła na mnie niepewnie, obawiając się
tego, co ma nastąpić. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Po
raz pierwszy widziałem w jej oczach prawdziwy strach.
Złapałem
jej dłonie swoimi i ścisnąłem delikatnie. Uspokoiła się nieco na ten gest.
-
Spokojnie, aniele, nic nie zrobię wbrew tobie. Wszystko będzie dobrze -
przemawiałem do niej kojącym głosem i choć może wydawać się to żałosne,
spodobało mi się to.
-
Boję się - wychrypiała wreszcie. - Ja jeszcze nigdy…
-
Wiem. Dlatego będę najbardziej delikatny, jak tylko potrafię.
Podniosłem
się nieco, aby ją pocałować. Nie protestowała, nie odsunęła się. Pomału
zacząłem na nią napierać. Językiem walczyłem o dominację, a ona się nie dawała.
Poczułem, jak zaczyna się rozluźniać. To był znak, że jej się podobało, co
jeszcze bardziej mnie nakręcało. Popchałem ją do tyłu, aby położyła się na
materacu. Dałem jej chwilę odetchnąć i ponownie wpiłem się w jej usta. Nie
mogłem się od niej oderwać, przyciągała mnie jak magnes i czułem, że przez samo
całowanie jej mogłem szczytować.
Pomału
zacząłem błądzić rękami po jej ciele. Dotykałem każdego kawałka, przez co
Bellona zaczęła zachęcającą mruczeć i jęczeć. Wygięła się w łuk i już
wiedziałem, że jest coraz lepiej.
Nie
spiesząc się zacząłeś ściągać z niej ubrania.
***
Wstałem
dość wcześnie. W pokoju panował przyjemny półmrok, lecz i tak wszystko
dokładnie widziałem. Pierwszy raz w życiu czułem się spełniony. Zawsze byłem
przestawiany z kąta w kąt, odpychany i niechciany. Nikt mnie tak jeszcze nie
uszczęśliwił. Przy nikim nie czułem się nigdy tak swobodnie. Spojrzałem na bok,
aby upewnić się, że poprzednia noc nie była tylko wytworem mojej wyobraźni lub
głupim snem.
To
nie był sen.
Bellona
leżała na boku odwrócona do mnie plecami. Jej oddech był głęboki i równomierny.
Spała. Także przekręciłem się na bok, aby dokładnie ją widzieć - przynajmniej
lśniące włosy i gołe ramiona. Wczoraj dzięki mnie pozbyła się wszystkich ubrań,
ja także. Wciąż nie mogę zapomnieć dotyku jej gorącego ciała i dreszczy, które
wywoływały u niej moje zimne ręce; miękkich włosów, czy głośnych jęków. Boże,
nie mogę przeżyć tamtej nocy!
Poruszyła
się, a dokładniej to przekręciła na drugi bok. Mogłem w spokoju podziwiać jej
gładką, mleczną cerę, pełne usta i pojedyncze pukle włosów, spadające jej na
oczy. Zagarnąłem je za ucho, a wtedy ujrzałem jej orzechowe tęczówki. Jej
zaspany wzrok na początku nie wyrażał żadnych emocji, a potem, łączne z ustami,
uśmiechnęły się do mnie delikatnie. Odwzajemniłem uśmiech i zacząłem ją głaskać
po policzku grzbietem dłoni.
Wzdrygnęła
się.
No
tak, wciąż zapominam, że mam ręce ziemne jak lód.
Natychmiast
odsunąłem od niej dłoń i spojrzałem przepraszająco. Nic nie powiedziała, nie
wykrzywiła się czy zrobiła jakąkolwiek inną minę. Po prostu podniosła się do
pozycji pół siedzącej i przybliżyła się do mnie. Położyła się, a następnie
wtuliła w moją pierś. Na samą myśl zrobiło mi się ciepło.
Była
naga.
Cała.
Objąłem
ją, przyciągając do siebie i zanurzyłem twarz w jej puszystych włosach,
zaciągając się jej niepowtarzalnym zapachem.
-
Będzie ci zimno - wyszeptałem jej do ucha. Uniosła głowę i spojrzała mi w oczy
z drwiącym uśmieszkiem.
-
Phi… Jak na samą myśl o tobie robi mi się gorąco. Uwierz mi, że jakoś sobie
poradzę.
Zaśmiałem
się, a następnie dosłałem namiętnego całusa, od którego ledwo się oderwałem.
Znów wtuliła się w moją pierś, a ja jeszcze mocniej ją do siebie przyciągnąłem.
Zrobiła
coś, czego się kompletnie po niej nie spodziewałem - wcisnęła swoją nogę miedzy
moje uda. Teraz to naprawdę zrobiło mi się gorąco, jednak nie chciałem niczego
zaczynać. Nie chciałem, żeby znudziła mi się za szybko.
Nie…
Ona
mi się nigdy, przenigdy nie znudzi.
Ponownie
zacząłem błądzić rękami po jej nagich plecach i całować w szyję. Jęknęła
zachęcająco.
Ten
dzień zapowiada się wspaniale.
A to
był dopiero początek naszej historii…
Koniec
Przejdź do:
- Opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 20
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz