***Bellona
Norwegia, góry
Jotunheimen
Mgiełka
wydobywająca się z moich ust, co chwilę ulatywała w górę. Było mi coraz
bardziej zimno, ale się nie skarżyłam. Miałam na sobie kurtę, kozaki i
nauszniki, ale to i tak nie wystarczało. Nie byłam przyzwyczajona do klimatu
norweskich gór, w szczególności na skraju jesieni i zimy. Wszystko wokół było
już pokryte śniegiem. W Norwegii zima zaczyna się znacznie szybciej niżeli w
innych krajach europejskich. A ja byłam przyzwyczajona do upalnych popołudni
słonecznej Italii! I jak tutaj wytrzymać w takim mrozie? Najlepsze jest jednak
to, że zupełnie nie wiedziałam, po co Loki nas tutaj zabrał. Nic mi nie powiedział,
zupełnie nic.
Szedł
przede mną. W ręku miał mapę i ani na chwilę nie spojrzał na mnie, czy aby
przypadkiem za nim nadążam, bo tępo utrzymywał zawrotne. Bez najmniejszego
problemu brnął na przód w takim śniegu, w ogóle nie przeszkadzało mu zimno, chociaż
był ubrany dwa razy lżej niżeli ja. Nie miał nic na głowie, ani na rękach,
wziął najzwyklejsze spodnie, nie ocieplane, w dodatku rozsunął sobie kurtkę.
Mistrzostwo! Ciekawa jestem, kto będzie się nim zajmował, gdy zachoruje. Oj,
nie. Na mnie może nawet nie liczyć. Niech ci archaniołowie ślęczą nad nim i
słuchają jego głupich tekstów, ja i tak wystarczająco długo się z nim użeram.
Znaleźliśmy
się przy wielkiej przepaści. Na równoległej ścianie było widać niewielkie
otworki - jaskinie. Loki przystanął na krawędzi. Spojrzał w dół, aby zmierzyć
jej głębokość. Wcale nie było tak źle. Z góry bez problemu było można zauważyć
mocno ośnieżony dół. Następnie spojrzał w lewo i w prawo. Po chwili namysłu
skręcił w lewo i szedł dalej, już schował mapę. Nie była mu potrzebna.
Westchnęłam
tylko i ruszyłam za nim. Niestety weszłam w głębszą zaspę, noga mi utknęła,
przez co straciłam równowagę i upadł twarzą w śnieg. Na domiar złego zaczął
wiać ostry, zimny wiatr. Pomału zaczynałam tracić czucie w palcach. Przeraziłam
się.
-
Loki - jęknęłam cicho. Nie byłam już w stanie nawet dobrze mówić. Na moje
szczęście usłyszał, drgnął i odwrócił się w moją stronę. Przez chwilę lustrował
mnie spojrzeniem, jakby zapomniał, że z nim jestem.
- Co
ci się dzieje? - spytał wreszcie, pomagając mi się podnieść.
-
Zimno mi - odpowiedziałam i jakby na dowód zaczęła się delikatnie trząść,
objęłam się ramionami.
-
Już nie daleko. Tylko zejdziemy do tych jaskiń.
Tak,
to naprawdę nie daleko i bym doszła, gdyby nie to, że już straciłam czucie w
stopach. Ledwo stałam na nogach, a co dopiero mogłam iść.
-
Ale ja nie dam rady. Już prawie nie czuję nóg - wyszeptałam.
Loki
spojrzał na mnie zdziwiony i zaniepokojony. Przyłożył mi rękę do czoła, na co
skuliłam się z zimna. Mimo wszystko jego ciało wciąż było zimniejsze od
otoczenia. Widziałam w jego oczach niepokój.
-
Cholera, odmroziłaś się. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
-
Byłeś tak zajęty, że nie chciałam ci przeszkadzać.
- No
trudno - westchnął.
Zdjął
swoją kurtkę i otoczył mi nią nogi. Nie poczułam różnicy i jakoś nie chciałam
przyjąć do wiadomości, że coś sobie zrobiłam. Zanim się zorientowałam, wziął
mnie na ręce. Mimo że nie chciałam, to nie miałam jak protestować. Z zimna nie
mogłam już nic mówić, nie miałam także sił protestować ciałem. Musiałam
pogodzić z moim losem.
Loki
zaniósł mnie do jednej z jaskiń. Znalazł odpowiednio łagodne zbocze i zszedł po
nim ze mną na rękach. Musze powiedzieć, że nigdy nie spodziewałam się, że taki
z niego siłacz. Raczej nie wygląda na wielkiego osiłka, który pakuje codziennie
na siłowaniach. Kto by się spodziewał?
-
Zostawię cię tutaj - oznajmił, po czym wkoło mnie rozbłysnął zielony ogień.
Jeszcze nigdy takiego nie widziałam, ale zrobiło mi się cieplej, więc byłam
zadowolona. Spojrzałam na niego pytająco.
Wyszedł. Tyle go widziałam. Robiło mi się coraz cieplej. Z przemęczenia oczy same zaczęły mi się zamykać. Wreszcie otoczyła mnie ciemność. Zawinięta w kłębek, przykryta kurtką Lokiego, usnęłam.
Wyszedł. Tyle go widziałam. Robiło mi się coraz cieplej. Z przemęczenia oczy same zaczęły mi się zamykać. Wreszcie otoczyła mnie ciemność. Zawinięta w kłębek, przykryta kurtką Lokiego, usnęłam.
***
Pomału
otworzyłam oczy. Ostatnie, co pamiętam, to śnieg, ogień i jaskinię. Potem tylko
ciemność, w której robiło mi się coraz cieplej. Teraz jednak była w ciepłym łóżeczku,
przykryta grupą kołderką. Czułam się jak w niebie. Rozejrzałam się dookoła i
stwierdziłam, że naprawdę jestem w Niebie. Podniosłam się do pozycji pół
siedzącej i chciałam zejść z łóżka, gdy nagle poczułam… Cóż, raczej chyba
właśnie nie poczułam swoich nóg. Spanikowałam. Szybko się odkryłam i z ulgą
stwierdziłam, że moje nogi są całe i zdrowe. Żadnych siniaków, żadnych
odbarwień czy czegokolwiek. Ale i tak ich nie czułam. Zaczęłam je dotykać. Były
zimne jak lód.
Drzwi
do pokoju otworzyły się, a w nich stanął Loki.
-
Już się obudziłaś? Dosyć szybko. Co masz taką minę? A… chodzi o twoje nogi. To
nic takiego, Rafała coś tam zrobił, teraz wystarczy tylko czekać. Nie będziesz
mogła chodzić przez pewien czas i będziesz potrzebować jakby rehabilitacji.
-
Rehabilitacji? Co chcesz przez to powiedzieć? - spytałam, a potem spojrzałam w
dół i ujrzałam w dłoniach Lokiego tackę z cieplutkim, jeszcze parującym
rosołkiem. Żołądek dał mi o sobie znać, że już długo nic nie jadł i zaburczał
głośno. Zawstydziłam się nieco, a Loki uśmiechnął się wesoło, podchodząc do
mnie.
Położył
tacę na szafeczce obok, wziął miskę do rąk. Wyciągnęłam ręce, aby mu ją odebrać,
ale ten odsunął zupę. Spojrzałam na niego pytająco.
- Nie będziesz sama jeść. Jeszcze zjesz za szybko, dostaniesz czkawki, a ja będę musiał latać za wodą jak porąbany. O nie!
- Nie będziesz sama jeść. Jeszcze zjesz za szybko, dostaniesz czkawki, a ja będę musiał latać za wodą jak porąbany. O nie!
-
Chyba sobie jaja robisz! Myślisz, że jestem głupia?
Nie
odpowiedział, tylko uśmiechnął się łobuzersko na ten swój osobisty, irytujący
sposób. Wiedziałam, że z nim nie wygram, ale zawsze było warto spróbować.
-
Loki, nie denerwuj mnie, pragnę ci przypomnieć, że to wszystko przez ciebie!
Albo po prostu przyznaj się, że znalazłeś sobie pretekst, aby się ze mnie
ponabijać - powiedziałam hardo, co można zaliczyć do pyskowania. Zabolało.
- Ja
nie potrzebuję pretekstów, aby się z ciebie ponabijać - uśmiechnął się jeszcze
szerzej. - Po prostu uwielbiam patrzeć na twoje rumieńce. Są takie urocze. O…
widzisz? Już zaczęłaś się rumienić. Tylko nie wiem, czy tym razem się
powstrzymam - dodał z żalem.
-
Powstrzymać? Od czego?
-
Już ty dobrze wiesz, od czego - mrugnął do mnie, przez co spaliłam kompletnego
buraka. Poczułam się jak taka małolata, która nie wie, co to życie i czerwieni
się na każdy, nawet najgłupszy, komplement. Chciałam zmienić temat, na
szczęście brzuch mnie w tym wspomógł. - Och, daj mi wreszcie jeść, bo zaraz
umrę z głodu!
Oparłam
się wygodnie o ścianę i - z niechęcią - pozwoliłam, aby Loki mnie karmił. Z
jego buźki nie znikał uśmiech, z resztą jak moje rumieńce, co było bardzo
irytujące - i jedno, i drugie.
Gdy
wreszcie zjadłam wszystko co do ostatniej łyżki, Loki odłożył na stolik pustą
miskę i wstał.
- A
co do tej twojej rehabilitacji, to Rafał powiedział, że nie będziesz mogła
przez pewien czas chodzić o własnych siłach i trzeba będzie robić ci masaże nóg.
- Po
prostu świetnie, jestem uziemiona. Załatwisz mi wózek inwalidzki czy może kule?
-
Kule? Zdurniałaś? Przecież z kulami stracisz równowagę i zrobisz sobie jeszcze
większą krzywdę. Przecież ty w ogóle nóg nie czujesz. A wózka ci nie załatwię.
Chciałabyś.
- Przecież
jesteś ekspertem w kradzeniu, pożyczaniu, zabieraniu i tak dalej - dodałam z
ironią. - To jak będę się przemieszczać?
-
Będę cię nosił - uśmiechnął się rozbawiony, a ja miałam już tego serdecznie
dość. Dlaczego musiałam trafić właśnie na niego?! Za co ja sobie zasłużyłam na
taki los? No dobra, może sobie zasłużyłam, ale są granice, prawda?
Po trzech
dniach bycia w Niebie, Loki zabrał mnie z powrotem do Nowego Jorku. Do pokoju
zaniósł mnie na rękach, co bardzo mi się nie podobało. Czułam się jak taka
mała, bezbronna dziewczynka. Cóż, taka właśnie w tym momencie byłam, nie mogę
zaprzeczyć. Loki o dziwo był bardzo opiekuńczy, choć na takiego nie wygląda.
Coraz więcej nowych rzeczy dowiaduję się o moim „panu”. Pamiętam, że kiedyś
spytał mnie, czy mam jakiś znak, który świadczy, że należę do niego. Ech…
Niestety, ale mam, tylko nigdy mu go nie pokazałam i nie mam zamiaru. Jeszcze
tego by mi brakowało, aby napuszył się jak paw i dawał mi się we znaki swoją
wyższością.
Delikatnie
położył mnie na łóżku i spytał się, czy czegoś nie potrzebuję. Oznajmiłam, że
tylko pilot do telewizora i najlepiej butelkę wody, aby go co chwilę nie wołać.
Spełnił moje życzenia, po czym zostawił mnie samą. Włączyłam telewizję i
akuratnie trafiłam na jedną z wielu ekranizacji Herkulesa. Uśmiechnęłam się pod
nosem i zaczęłam oglądać.
Po
jakiejś godzinie, bo film akuratnie zaczął się kończyć, do pokoju wszedł Loki,
jak gdyby nigdy nic. Spojrzałam na niego pytającym wzorkiem, a ten nawet nie
zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Położył na szafeczce jakąś buteleczkę i
przysunął sobie krzesło do łóżka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz