sc Agonia bogów: schyłek mitologii: Opowiadanie 14
Layout by Scar

niedziela, 3 stycznia 2016

Opowiadanie 14

***Bellona
Norwegia, góry Jotunheimen

     Mgiełka wydobywająca się z moich ust, co chwilę ulatywała w górę. Było mi coraz bardziej zimno, ale się nie skarżyłam. Miałam na sobie kurtę, kozaki i nauszniki, ale to i tak nie wystarczało. Nie byłam przyzwyczajona do klimatu norweskich gór, w szczególności na skraju jesieni i zimy. Wszystko wokół było już pokryte śniegiem. W Norwegii zima zaczyna się znacznie szybciej niżeli w innych krajach europejskich. A ja byłam przyzwyczajona do upalnych popołudni słonecznej Italii! I jak tutaj wytrzymać w takim mrozie? Najlepsze jest jednak to, że zupełnie nie wiedziałam, po co Loki nas tutaj zabrał. Nic mi nie powiedział, zupełnie nic.
     Szedł przede mną. W ręku miał mapę i ani na chwilę nie spojrzał na mnie, czy aby przypadkiem za nim nadążam, bo tępo utrzymywał zawrotne. Bez najmniejszego problemu brnął na przód w takim śniegu, w ogóle nie przeszkadzało mu zimno, chociaż był ubrany dwa razy lżej niżeli ja. Nie miał nic na głowie, ani na rękach, wziął najzwyklejsze spodnie, nie ocieplane, w dodatku rozsunął sobie kurtkę. Mistrzostwo! Ciekawa jestem, kto będzie się nim zajmował, gdy zachoruje. Oj, nie. Na mnie może nawet nie liczyć. Niech ci archaniołowie ślęczą nad nim i słuchają jego głupich tekstów, ja i tak wystarczająco długo się z nim użeram.

     Znaleźliśmy się przy wielkiej przepaści. Na równoległej ścianie było widać niewielkie otworki - jaskinie. Loki przystanął na krawędzi. Spojrzał w dół, aby zmierzyć jej głębokość. Wcale nie było tak źle. Z góry bez problemu było można zauważyć mocno ośnieżony dół. Następnie spojrzał w lewo i w prawo. Po chwili namysłu skręcił w lewo i szedł dalej, już schował mapę. Nie była mu potrzebna.
     Westchnęłam tylko i ruszyłam za nim. Niestety weszłam w głębszą zaspę, noga mi utknęła, przez co straciłam równowagę i upadł twarzą w śnieg. Na domiar złego zaczął wiać ostry, zimny wiatr. Pomału zaczynałam tracić czucie w palcach. Przeraziłam się.
     - Loki - jęknęłam cicho. Nie byłam już w stanie nawet dobrze mówić. Na moje szczęście usłyszał, drgnął i odwrócił się w moją stronę. Przez chwilę lustrował mnie spojrzeniem, jakby zapomniał, że z nim jestem.
     - Co ci się dzieje? - spytał wreszcie, pomagając mi się podnieść.
     - Zimno mi - odpowiedziałam i jakby na dowód zaczęła się delikatnie trząść, objęłam się ramionami.
     - Już nie daleko. Tylko zejdziemy do tych jaskiń.
     Tak, to naprawdę nie daleko i bym doszła, gdyby nie to, że już straciłam czucie w stopach. Ledwo stałam na nogach, a co dopiero mogłam iść.
     - Ale ja nie dam rady. Już prawie nie czuję nóg - wyszeptałam.
     Loki spojrzał na mnie zdziwiony i zaniepokojony. Przyłożył mi rękę do czoła, na co skuliłam się z zimna. Mimo wszystko jego ciało wciąż było zimniejsze od otoczenia. Widziałam w jego oczach niepokój.
     - Cholera, odmroziłaś się. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
     - Byłeś tak zajęty, że nie chciałam ci przeszkadzać.
     - No trudno - westchnął.
     Zdjął swoją kurtkę i otoczył mi nią nogi. Nie poczułam różnicy i jakoś nie chciałam przyjąć do wiadomości, że coś sobie zrobiłam. Zanim się zorientowałam, wziął mnie na ręce. Mimo że nie chciałam, to nie miałam jak protestować. Z zimna nie mogłam już nic mówić, nie miałam także sił protestować ciałem. Musiałam pogodzić z moim losem.
     Loki zaniósł mnie do jednej z jaskiń. Znalazł odpowiednio łagodne zbocze i zszedł po nim ze mną na rękach. Musze powiedzieć, że nigdy nie spodziewałam się, że taki z niego siłacz. Raczej nie wygląda na wielkiego osiłka, który pakuje codziennie na siłowaniach. Kto by się spodziewał?
     - Zostawię cię tutaj - oznajmił, po czym wkoło mnie rozbłysnął zielony ogień. Jeszcze nigdy takiego nie widziałam, ale zrobiło mi się cieplej, więc byłam zadowolona. Spojrzałam na niego pytająco.
     Wyszedł. Tyle go widziałam. Robiło mi się coraz cieplej. Z przemęczenia oczy same zaczęły mi się zamykać. Wreszcie otoczyła mnie ciemność. Zawinięta w kłębek, przykryta kurtką Lokiego, usnęłam.

***
     Pomału otworzyłam oczy. Ostatnie, co pamiętam, to śnieg, ogień i jaskinię. Potem tylko ciemność, w której robiło mi się coraz cieplej. Teraz jednak była w ciepłym łóżeczku, przykryta grupą kołderką. Czułam się jak w niebie. Rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam, że naprawdę jestem w Niebie. Podniosłam się do pozycji pół siedzącej i chciałam zejść z łóżka, gdy nagle poczułam… Cóż, raczej chyba właśnie nie poczułam swoich nóg. Spanikowałam. Szybko się odkryłam i z ulgą stwierdziłam, że moje nogi są całe i zdrowe. Żadnych siniaków, żadnych odbarwień czy czegokolwiek. Ale i tak ich nie czułam. Zaczęłam je dotykać. Były zimne jak lód.
     Drzwi do pokoju otworzyły się, a w nich stanął Loki.
     - Już się obudziłaś? Dosyć szybko. Co masz taką minę? A… chodzi o twoje nogi. To nic takiego, Rafała coś tam zrobił, teraz wystarczy tylko czekać. Nie będziesz mogła chodzić przez pewien czas i będziesz potrzebować jakby rehabilitacji.
     - Rehabilitacji? Co chcesz przez to powiedzieć? - spytałam, a potem spojrzałam w dół i ujrzałam w dłoniach Lokiego tackę z cieplutkim, jeszcze parującym rosołkiem. Żołądek dał mi o sobie znać, że już długo nic nie jadł i zaburczał głośno. Zawstydziłam się nieco, a Loki uśmiechnął się wesoło, podchodząc do mnie.
     Położył tacę na szafeczce obok, wziął miskę do rąk. Wyciągnęłam ręce, aby mu ją odebrać, ale ten odsunął zupę. Spojrzałam na niego pytająco.
     - Nie będziesz sama jeść. Jeszcze zjesz za szybko, dostaniesz czkawki, a ja będę musiał latać za wodą jak porąbany. O nie!
     - Chyba sobie jaja robisz! Myślisz, że jestem głupia?
     Nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się łobuzersko na ten swój osobisty, irytujący sposób. Wiedziałam, że z nim nie wygram, ale zawsze było warto spróbować.
     - Loki, nie denerwuj mnie, pragnę ci przypomnieć, że to wszystko przez ciebie! Albo po prostu przyznaj się, że znalazłeś sobie pretekst, aby się ze mnie ponabijać - powiedziałam hardo, co można zaliczyć do pyskowania. Zabolało.
     - Ja nie potrzebuję pretekstów, aby się z ciebie ponabijać - uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Po prostu uwielbiam patrzeć na twoje rumieńce. Są takie urocze. O… widzisz? Już zaczęłaś się rumienić. Tylko nie wiem, czy tym razem się powstrzymam - dodał z żalem.
     - Powstrzymać? Od czego?
     - Już ty dobrze wiesz, od czego - mrugnął do mnie, przez co spaliłam kompletnego buraka. Poczułam się jak taka małolata, która nie wie, co to życie i czerwieni się na każdy, nawet najgłupszy, komplement. Chciałam zmienić temat, na szczęście brzuch mnie w tym wspomógł. - Och, daj mi wreszcie jeść, bo zaraz umrę z głodu!
     Oparłam się wygodnie o ścianę i - z niechęcią - pozwoliłam, aby Loki mnie karmił. Z jego buźki nie znikał uśmiech, z resztą jak moje rumieńce, co było bardzo irytujące - i jedno, i drugie.
     Gdy wreszcie zjadłam wszystko co do ostatniej łyżki, Loki odłożył na stolik pustą miskę i wstał.
     - A co do tej twojej rehabilitacji, to Rafał powiedział, że nie będziesz mogła przez pewien czas chodzić o własnych siłach i trzeba będzie robić ci masaże nóg.
     - Po prostu świetnie, jestem uziemiona. Załatwisz mi wózek inwalidzki czy może kule?
     - Kule? Zdurniałaś? Przecież z kulami stracisz równowagę i zrobisz sobie jeszcze większą krzywdę. Przecież ty w ogóle nóg nie czujesz. A wózka ci nie załatwię. Chciałabyś.
     - Przecież jesteś ekspertem w kradzeniu, pożyczaniu, zabieraniu i tak dalej - dodałam z ironią. - To jak będę się przemieszczać?
     - Będę cię nosił - uśmiechnął się rozbawiony, a ja miałam już tego serdecznie dość. Dlaczego musiałam trafić właśnie na niego?! Za co ja sobie zasłużyłam na taki los? No dobra, może sobie zasłużyłam, ale są granice, prawda?
               
     Po trzech dniach bycia w Niebie, Loki zabrał mnie z powrotem do Nowego Jorku. Do pokoju zaniósł mnie na rękach, co bardzo mi się nie podobało. Czułam się jak taka mała, bezbronna dziewczynka. Cóż, taka właśnie w tym momencie byłam, nie mogę zaprzeczyć. Loki o dziwo był bardzo opiekuńczy, choć na takiego nie wygląda. Coraz więcej nowych rzeczy dowiaduję się o moim „panu”. Pamiętam, że kiedyś spytał mnie, czy mam jakiś znak, który świadczy, że należę do niego. Ech… Niestety, ale mam, tylko nigdy mu go nie pokazałam i nie mam zamiaru. Jeszcze tego by mi brakowało, aby napuszył się jak paw i dawał mi się we znaki swoją wyższością.
     Delikatnie położył mnie na łóżku i spytał się, czy czegoś nie potrzebuję. Oznajmiłam, że tylko pilot do telewizora i najlepiej butelkę wody, aby go co chwilę nie wołać. Spełnił moje życzenia, po czym zostawił mnie samą. Włączyłam telewizję i akuratnie trafiłam na jedną z wielu ekranizacji Herkulesa. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam oglądać.
     Po jakiejś godzinie, bo film akuratnie zaczął się kończyć, do pokoju wszedł Loki, jak gdyby nigdy nic. Spojrzałam na niego pytającym wzorkiem, a ten nawet nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Położył na szafeczce jakąś buteleczkę i przysunął sobie krzesło do łóżka.

Przejdź do:
- opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 13
- opowiadanie następne: Opowiadanie 15

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz