sc Agonia bogów: schyłek mitologii: Opowiadanie 13
Layout by Scar

niedziela, 29 listopada 2015

Opowiadanie 13

     Wróciłem do nich tego samego dnia wieczorem. Jako niewidzialny zakradałem się do kolejnych pomieszczeń w ich poszukiwaniu. Gabriel siedział z Gabi w salonie. Oboje oglądali jakiś film. Rafael poszedł z Raf na spacer, a Michał uczył używać broni Michalinę. Wszystko poszło zgodzie z planem. Oddaliłem się od nich cicho. Poszperałem jeszcze w innych pomieszczeniach, aby w razie czego nikt nie złapał mojego tropu.
     Następnie udałem się na „górne warstwy” Nieba. Jest powyżej tych całych pomieszczeń mieszkalnych. Znajduje się tam biblioteka i jakieś tajne pokoje, do których nikt nie ma wstępu. Nikt prócz archaniołów i mnie oczywiście. Wszedłem do ogromnej biblioteki. Była ona niewyobrażalnie wysoka, ze wszystkich stron zapełniona książkami.
     Wszedłem na takie siódme piętro, odszukałem odpowiednią książkę, wyciągnąłem ją, po czym włożyłem w odwrotny sposób. Ściana przekręciła się, a ja spokojnie mogłem wejść do ciemnego tunelu. Na końcu znajdowały się zamknięte, oświetlone drzwi. Spojrzałem na zamek, zacząłem dotykać go palcami.
     Zamknąłem oczy, a zaraz potem w dziurce pojawił się klucz, przekręciłem go. Drzwi otworzyły się, a on zniknął. Było to puste pomieszczenie. Na środku stała gablota z wielką księgą. To właśnie to, czego szukałem. Pomieszczenie zrobione z łupanego kamienia przypominało średniowieczne lochy, więzienia. Podszedłem do gabloty, otoczyłem ją zieloną mgłą. Następnie włożyłem do środka rękę i wyciągnąłem księgę. Był w niej zawarty spis wszystkich „magicznych” artefaktów, które niegdyś należały bądź należą do różnych bóstw. Spotkałem włócznię Odyna i moją, miecz, młot, tarczę Bellony, pioruny Zeusa, gitarę Apolla, a nawet młot Thora. Ale nie tego szukałem. Interesowała mnie tylko jedna rzecz - moje sztylety.
     Te sztylety były moją największą bronią. Świetnie wyważone, zdolne przeciąć dosłownie wszystko. Mocniejsze nawet od młota Thora. Zostały mi odebrane przez Odyna przed moją zdradą. Obawiał się, że wykorzystam je do niecnych celów. Nie mylił się, zrobiłbym to i gdyby nie ta jego wiekowa mądrość, podbiłbym Asgard bez pomocy aniołów.
     Ale to teraz nie miało większego znaczenia.
     Wreszcie znalazłem. Rysunek, opis, a także mapę, gdzie są i jak się do nich dostać. Uśmiechnąłem się, a potem dokładnie wyrwałem tą stronę z księgi, aby nikt nie wiedział, że brakuje jakiejś. Teraz tylko się stąd wydostać - co nie będzie wcale trudne - a potem pozbycie się jakoś tych żywych manekinów.
               
     Wszedłem uśmiechnięty do salonu. Trójka archaniołów spojrzała na mnie. Przestałem się uśmiechać.
     - A gdzie trojaczki?
     - Kłamco, myślisz, że jesteśmy na tyle głupi, aby dać się nabrać na twoje gierki? - spytał poważnie Michał.
     - Ale o co wam chodzi? - udałem zdziwionego i chyba nad wyraz dobrze mi się udało, bo Gabriel spojrzał niepewnie na wodza zastępów.
     - Oto, że od początku wiedzieliśmy, że nie są one ludźmi. Tylko zastanawia mnie, co takiego chciałeś osiągnąć przez to - mówił dalej Michał.
     - Ech… No dobrze, przejrzeliście mnie. Chciałem was nieco skompromitować i zobaczyć, czy jesteście odporni na kobiece wdzięki. Ale powiedzcie mi, skąd zorientowaliście się, że one nie są prawdziwe, tylko moim tworem?
     - Od dawna nie zrobiłeś czegoś głupiego, więc ostatnio spodziewaliśmy się takiego „BUM!”. Od razu, gdy przyprowadziłeś te dziewczyny, wiedzieliśmy, że to twoja sprawka.
     Nie wytrzymałem, wybuchłem śmiechem, a oni patrzyli na mniej jak na wariata. Rafael lekko uniósł się w powietrze.
     - I naprawdę tylko przez to? Nie było niczego innego?
     - A co innego jeszcze miało być? Gdyby nie to, że w życiu żaden z nas by się nie połapał - wyrzucił wreszcie Gabriel i to była jego pomyłka. Właśnie przyznał, że są tępi jak buty.
     - Hahaha! Myślałem, że jesteście trochę mądrzejsi. Naprawdę nie zdziwiło was to, że akuratnie te dziewczyny miały żeńskie odpowiedniki waszych imion? Serio? Ja bym od razu wiedział, że coś jest nie tak.
     Spojrzeli po sobie z głupimi minami, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło. Wiedząc, że nie mają mi nic więcej do powiedzenia, poszedłem sobie.
               
     W apartamencie wyciągnąłem z kieszeni kartkę. Spojrzałem na nią i uważnie zacząłem czytać. Liczył się każdy szczegół. W razie czego musiałem nauczyć się jej na pamięć, co naprawdę nie jest takie proste. Ślęczałem przy niej przez około godzinę, aż zapamiętałam każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Było to mi niesamowicie potrzebne, gdyż chwilę później papier zniknął w płomieniach zielonego ognia. To by było na tyle z wiedzy o mojej pierwotnej broni.

     Wróciła Bellona. Krzyknęła tylko „wróciłam”, po czym zamknęła się w swoim pokoju. Przed nami dużo pracy.


Przejdź do:
- opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 12
- opowiadanie następne: Opowiadanie 14

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz