Wróciłem
do nich tego samego dnia wieczorem. Jako niewidzialny zakradałem się do kolejnych
pomieszczeń w ich poszukiwaniu. Gabriel siedział z Gabi w salonie. Oboje
oglądali jakiś film. Rafael poszedł z Raf na spacer, a Michał uczył używać
broni Michalinę. Wszystko poszło zgodzie z planem. Oddaliłem się od nich cicho.
Poszperałem jeszcze w innych pomieszczeniach, aby w razie czego nikt nie złapał
mojego tropu.
Następnie
udałem się na „górne warstwy” Nieba. Jest powyżej tych całych pomieszczeń
mieszkalnych. Znajduje się tam biblioteka i jakieś tajne pokoje, do których
nikt nie ma wstępu. Nikt prócz archaniołów i mnie oczywiście. Wszedłem do
ogromnej biblioteki. Była ona niewyobrażalnie wysoka, ze wszystkich stron
zapełniona książkami.
Wszedłem na takie siódme piętro, odszukałem odpowiednią
książkę, wyciągnąłem ją, po czym włożyłem w odwrotny sposób. Ściana przekręciła
się, a ja spokojnie mogłem wejść do ciemnego tunelu. Na końcu znajdowały się
zamknięte, oświetlone drzwi. Spojrzałem na zamek, zacząłem dotykać go palcami.
Zamknąłem
oczy, a zaraz potem w dziurce pojawił się klucz, przekręciłem go. Drzwi
otworzyły się, a on zniknął. Było to puste pomieszczenie. Na środku stała
gablota z wielką księgą. To właśnie to, czego szukałem. Pomieszczenie zrobione
z łupanego kamienia przypominało średniowieczne lochy, więzienia. Podszedłem do
gabloty, otoczyłem ją zieloną mgłą. Następnie włożyłem do środka rękę i
wyciągnąłem księgę. Był w niej zawarty spis wszystkich „magicznych” artefaktów,
które niegdyś należały bądź należą do różnych bóstw. Spotkałem włócznię Odyna i
moją, miecz, młot, tarczę Bellony, pioruny Zeusa, gitarę Apolla, a nawet młot
Thora. Ale nie tego szukałem. Interesowała mnie tylko jedna rzecz - moje
sztylety.
Te
sztylety były moją największą bronią. Świetnie wyważone, zdolne przeciąć
dosłownie wszystko. Mocniejsze nawet od młota Thora. Zostały mi odebrane przez
Odyna przed moją zdradą. Obawiał się, że wykorzystam je do niecnych celów. Nie
mylił się, zrobiłbym to i gdyby nie ta jego wiekowa mądrość, podbiłbym Asgard
bez pomocy aniołów.
Ale
to teraz nie miało większego znaczenia.
Wreszcie
znalazłem. Rysunek, opis, a także mapę, gdzie są i jak się do nich dostać.
Uśmiechnąłem się, a potem dokładnie wyrwałem tą stronę z księgi, aby nikt nie
wiedział, że brakuje jakiejś. Teraz tylko się stąd wydostać - co nie będzie
wcale trudne - a potem pozbycie się jakoś tych żywych manekinów.
Wszedłem
uśmiechnięty do salonu. Trójka archaniołów spojrzała na mnie. Przestałem się
uśmiechać.
- A
gdzie trojaczki?
- Kłamco, myślisz, że jesteśmy na tyle głupi, aby dać się nabrać na twoje gierki? -
spytał poważnie Michał.
-
Ale o co wam chodzi? - udałem zdziwionego i chyba nad wyraz dobrze mi się
udało, bo Gabriel spojrzał niepewnie na wodza zastępów.
-
Oto, że od początku wiedzieliśmy, że nie są one ludźmi. Tylko zastanawia mnie,
co takiego chciałeś osiągnąć przez to - mówił dalej Michał.
-
Ech… No dobrze, przejrzeliście mnie. Chciałem was nieco skompromitować i
zobaczyć, czy jesteście odporni na kobiece wdzięki. Ale powiedzcie mi, skąd
zorientowaliście się, że one nie są prawdziwe, tylko moim tworem?
- Od
dawna nie zrobiłeś czegoś głupiego, więc ostatnio spodziewaliśmy się takiego
„BUM!”. Od razu, gdy przyprowadziłeś te dziewczyny, wiedzieliśmy, że to twoja
sprawka.
Nie
wytrzymałem, wybuchłem śmiechem, a oni patrzyli na mniej jak na wariata. Rafael
lekko uniósł się w powietrze.
- I
naprawdę tylko przez to? Nie było niczego innego?
- A
co innego jeszcze miało być? Gdyby nie to, że w życiu żaden z nas by się nie
połapał - wyrzucił wreszcie Gabriel i to była jego pomyłka. Właśnie przyznał, że są tępi jak buty.
-
Hahaha! Myślałem, że jesteście trochę mądrzejsi. Naprawdę nie zdziwiło was to,
że akuratnie te dziewczyny miały żeńskie odpowiedniki waszych imion? Serio? Ja
bym od razu wiedział, że coś jest nie tak.
Spojrzeli
po sobie z głupimi minami, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło. Wiedząc, że
nie mają mi nic więcej do powiedzenia, poszedłem sobie.
W
apartamencie wyciągnąłem z kieszeni kartkę. Spojrzałem na nią i uważnie
zacząłem czytać. Liczył się każdy szczegół. W razie czego musiałem nauczyć się
jej na pamięć, co naprawdę nie jest takie proste. Ślęczałem przy niej przez
około godzinę, aż zapamiętałam każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Było to mi
niesamowicie potrzebne, gdyż chwilę później papier zniknął w płomieniach
zielonego ognia. To by było na tyle z wiedzy o mojej pierwotnej broni.
Wróciła
Bellona. Krzyknęła tylko „wróciłam”, po czym zamknęła się w swoim pokoju. Przed
nami dużo pracy.
Przejdź do:
- opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 12
- opowiadanie następne: Opowiadanie 14
Przejdź do:
- opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 12
- opowiadanie następne: Opowiadanie 14
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz