*** Bellona, apartament Lokiego
Błogosławiona
ciemność pomału zaczynała odpływać. Czułam już wszystkie swoje kończyny,
jeszcze chwila i będę mogła swobodnie nimi poruszać. Przez długą chwilę nie
wiedziałam czy otwierać oczy, czy nie. Z jednej strony mogą tylko na to czekać,
a z drugiej jeżeli tego nie zrobię, to nawet nie będę wiedziała, gdzie jestem.
A wtedy na pewno nie ucieknę.
Ostatecznie
pomału zaczęłam otwierać powieki i z ulgą stwierdziłam, że byłam w swoim
pokoju, w apartamencie Lokiego. Może to był tylko sen?
Spokojnie
wstałam, ubrałam się i umyłam. W mieszkaniu panowała kompletna cisza. Zapewne
Loki jeszcze śpi albo wcześnie gdzieś wyszedł.
-
Dzień dobry - usłyszałam męski głos za plecami. Odwróciłam się i odpowiedziałam
to samo. Loki na pewno spał, gdyż miał włosy w nieładzie, jeszcze mokre od
porannego prysznicu. - Dobrze spałaś? Już się bałem, że przez tych dwóch
blondasów zaśniesz na wieki - czyli to jednak nie był sen.
- Ty… ich widziałeś? - spojrzałam na niego zdziwiona.
-
Przecież to ja cię przed nimi uratowałem. Wiesz może, kim są?
-
Ta… Moi starzy „znajomi”. Ten z lokami to Eros, a z gitarą to Apollo. Osobno są
nieszkodliwi, jednak ja gdy tylko ich poznałam, wiedziałam, że razem mogą być
nawet niezwyciężeni. Widać, że niedawno doszli do tego samego wniosku, co ja -
odwróciłam się do niego i wróciłam do robienia śniadania.
Przez
chwilę pomiędzy nami panowała neutralna cisza. Oboje byliśmy pochłonięci swoimi
myślami. Muszę jak najszybciej znaleźć coś, co obroni mnie przed Apollem i
Erosem. Apollo jeszcze ujdzie, ale Eros nie odpuści sobie tego, że mnie nie
zdobył. Zawsze marudził, że wszystkie kobiety są zbyt uległe, a teraz, gdy wie,
że ja nawet po tylu latach taka nie jestem, będzie mnie ścigać w
nieskończoność.
- Po
południu jedziemy do Sydney. Bądź gotowa.
Zrobiłam
zbolałą minę, czego oczywiście nie widział. Ledwo wróciliśmy z jednego miejsca,
to musimy jechać w kolejne. Mam już dość.
-
Błagam, litości. Jestem zmęczona tymi ciągłymi wyjazdami. Nie możemy zrobić
sobie chwilę przerwy, albo chociażby jedź sam, a ja zostanę.
- Czekaj,
jak to szło? A, już wiem! - Litość? Ja nie znam takiego słowa.
Na
dźwięk tych słów zatkało mnie. Trzymany w ręku porcelanowy talerz bezwładnie
wyślizgnął mi się z rąk i chociaż rozpił się tuż pod moimi stopami, nie
zareagowałam. Pochłonięta była tymi słowami. Skąd on wie? Dlaczego demony
przeszłości powracają do mnie po tylu latach? Teraz, kiedy zaczęłam o tym
wszystkim zapominać.
Pomału
odwróciłam się do Lokiego, który nie krył swojego rozbawienia moją reakcją. Na
jego twarzy wykwitł kpiący uśmieszek, spokojnie czekał, aż wszystko sobie
poukładam.
-
Skąd ty…? - tylko to zdołałam wydusić z siebie.
- Cóż,
powiedzmy, że zaglądnąłem w niektóre scenki z twojego życia. I jakoś nie mogę
uwierzyć, że kiedyś byłaś taka… no…
-
Bezlitosna, niebezpieczna, chora psychicznie? - dokończyłam za niego. - Diametralnie
zmieniłam się, gdy zostałam ochrzczona, czyli w V wieku.
-
Ciekawe, opowiedz mi o tym, zaczynając od tego incydentu z Filipem V - Loki
oparł głowę o dłoń, a jego mina zapraszała do opowiadania.
Zręcznie
ominęłam szczątki talerza i usiadłam przy blacie.
-
Filip błagał mnie o przebaczenie, a ja słuchałam jego gadki, która wtedy
wydawała mi się taka żałosna. Od razu postanowiłam, że go zabiję. Jego
klęczenie przede mną odebrało mu resztki honoru, a ja uważałam wtedy takie
poniżenie za chęć śmierci. Nie tolerowałam mężczyzn, którzy byli słabi, którzy
woleli się ukorzyć i żyć, niżeli umrzeć za sprawę przegraną. Zamachnęłam się
mieczem, ale on przeleciał nad jego głową, wtedy zobaczyłam w jego oczach
nadzieję i szczęście, że może jednak ubłagał mnie, ale to była tylko zmyła. Wówczas
wykonałam najgorszą egzekucję w swoim życiu - mówiłam z wyrytym przed oczami
obrazem tej śmierci. - A potem spotkałam Jego - uśmiechnęłam się na samo
wspomnienie jego twarzy.
- „Jego”?
Możesz dokładniej?
-
Miał zielono-niebieskie oczy, brązowe krótkie włosy i brodę. Był niesamowity -
rozmarzyłam się, ale Loki odebrał to inaczej.
-
Zakochałaś się? - nie ukrywał rozbawienia.
-
Co? Nie! On był inny. Niósł pokój, miłosierdzie. On… - zacięłam się na chwilę, przypominając sobie sceny, gdy to robił - wybaczał - Loki patrzył na mnie
poważnym wzrokiem. Oglądał dokładnie każdy milimetr mojej twarzy, przez co
zaczerwieniłam się trochę, ale ciągnęłam dalej. - Nie masz pojęcia, jaki to był
dla mnie szok. Potrafił wybaczyć każdemu, głosił mądre słowa, był dobry,
przyjacielski, troskliwy.
-
Aa… Czyli mówisz o naszym Jezusie, tak? - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej do
niego i kiwnęłam głową.
- Wiele
razy napotykałam się na jego nauczanie. Za pierwszym razem opuściłam tamto
miejsce w połowie, gdyż uważałam to za słabe i żałosne, niegodne mojego czasu,
który mogłam wykorzystać na trening bądź walkę. Ale to wystarczyło.
Podświadomie pragnęłam więcej, ale nie zjawiłam się kolejny raz. Jednak skoro
Mahomet nie przyszedł do góry, to góra przyszła do Mahometa. Drugi raz
spotkałam go podczas Drogi Krzyżowej. Widziałam wszystko, dosłownie. Począwszy
od pojmania, po złożenie do grobu - poczułam, jak zbierają mi się łzy w oczach.
- Gdy niósł ten krzyż, miałam ochotę mu pomóc, ale nie zrobiłam nic. Patrzył na
mnie, mimo krwi na oczach, braku siły i żołnierzy, którzy katowali go na
śmierć, uśmiechał się do mnie. A ja nie wiedziałam, co o tym myśleć. Na krzyżu
wszystkim przebaczył i to chyba przełamało mnie ostatecznie. Ludzie zaczęli się
rozchodzić, gdy nie było już prawie nikogo, podeszłam pod krzyż, wbiłam swój
miecz w ziemię i opierając się o niego, złożyłam pokłon - mała łza spłynęła mi
po policzku, ale szybko wytarłam ją. Teraz rozweselałam, a przynajmniej
chciałam, aby tak to brzmiało. - Potem było coraz lepiej. Słuchałam nauczania
jego uczniów, którzy ruszyli w świat i choć znałam tą historię na pamięć, to
zawsze z podziwem słuchałam historii życia Jezusa. Mój ostateczny przełom
nastąpił w V wieku. Po długim rozmyślaniom postanowiłam, że zrezygnuję z mojego
dotychczasowego życia, wyspowiadam się i przyjmę chrzest.
- I
wyspowiadałaś się tak u zwykłego księdza? - zakpił sobie najwidoczniej próbując
mnie pogrążyć, ale ja uśmiechnęłam się tylko do niego.
-
Nie, wyspowiadałam się i przyjęłam chrzest u papieża. Wkradłam się do niego, a
gdy opowiedziałam mu całą swoją historię, odpuścił mi grzechy i ochrzcił. Był
naprawdę zdziwiony i zmieszany, ale ja wiedziałam, że to papież z powołania,
więc spełnił moją prośbę. Wtedy także rozdałam swój majątek plebsom, a sama
nigdy już nie poszłam na wojnę. Nawet nie wyciągnęłam miecza do czasu spotkania
z Marsem. Wiele razy brakowało mi tych walk, adrenaliny, chęci zwycięstwa, ale
się powstrzymywałam.
-
Hm… Przejdźmy do innego tematu, który bardzo mnie interesuje. Ponoć jesteś ze mną
w jakiś sposób związana, ale skąd mam to wiedzieć, przecież nie masz żadnego
znaku, że należysz do mnie.
-
Mam, ale potrafimy go ukryć, aby inni go nie widzieli.
Nie
czekałam na jakikolwiek komentarz ze strony Lokiego, wstałam i zaczęłam
sprzątać porcelanowy talerz. Na szczęście rozbił się na trzy duże kawałki, więc
nie musiałam szukać odkurzacza, aby to posprzątać. Czułam na sobie jego
spojrzenie, ale nic nie powiedział.
-
Jesteś głodny?
- Oczywiście. Jak diabli.
- Świetnie,
więc proszę - położyłam mu deskę z szynką. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-
Mam to zjeść?
- Chory jesteś? - zaśmiałam się. - Masz to pokroić na jajecznicę. Przecież nie
będę ci usługiwała. Nie jestem twoją niewolnicą.
- A
mogłabyś być. Jestem pewny, że byś nie narzekała - zaczął do mnie podchodzić,
ale ja szybko wyciągnęłam przed siebie nóż kuchenny, grożąc mu.
-
Może i nie jestem już tamtą krwiożerczą boginią, ale jakoś w samoobronie nie
mam wyrzutów sumienia - wysyczałam mu.
Loki
uśmiechnął się, cofnął na krok i chwycił nóż, który leżał na blacie. Wrócił do
swojego miejsca pracy i zaczął kroić szynkę. Przez chwilę wpatrywałam się w
niego uważnie, czy czegoś nie kombinuje, ale ostatecznie odpuściłam sobie.
Ciekawa
jestem, czy on kiedyś mi opowie o sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz