Czarno-złota
suknia Bellony zafalowała gwałtownie, gdy Lucyfer podniósł ją z pozycji
siedzącej. Była już gotowa. Pociągnął ją delikatnie, a ona posłusznie ruszyła
za swoim ojcem. Zaprowadził ją w miejsce, gdzie miała się odbyć ceremonia.
Znajdowało się to w sali, w której przeważnie balowały wszystkie piekielne
istoty. Teraz jednak zmieniono to na miejsce ślubu. W wolnej przestrzeni stało
kilkunastu zaufanych demonów Lucyfera, a po drugiej stronie pana młodego.
Krzeseł nie było, nikt nie miał zamiaru zagłębiać się w takie szczegóły. Głównym
miejscem było delikatne podwyższenie, na którym stała pergola przyozdobiona
czerwonymi jak krew różami. Pan młody już czekał, ubrany w swój bojowy strój,
czyli metalowy napierśnik, skórzane spodnie, u boku miał wielki miecz, a na
rękach złote bransolety. Włosy jak zwykle miał związane w niskiego kucyka.
Lucyfer
przyprowadził córkę do ołtarza. Bellona stanęła obok Veroma, który chwycił jej
dłoń i ścisnął, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie. Jego dłonie były zimne.
Nachylił się do jej ucha.
-
Już za chwilę całkowicie będziesz należeć do mojego świata.
Nie
zareagowała, lecz jej serce ścisnęła rozpacz.
Władca
piekieł stanął na środku i rozpoczął ceremonię zaślubin. Jedną z
najpotężniejszych na świecie. Nic nie potrafiło jej rozerwać, nie było czegoś
takiego jak rozwód. Wszystko to sprawiało, że dwie osoby były już
na zawsze uzależnione od siebie.
Czarnoskrzydły
upadły w białym garniturze zaczął wymawiać słowa zaklęcia. Gdy nadszedł czas na
przysięgę. Verom bez zająknięcia wypowiedział swoje słowa, lecz Bellona
milczała. W takim wypadku jej ojciec powiedział za nią. Wszyscy zaczęli
klaskać. Podano im kielich, który oboje trzymali, po czym ich dłonie zapleciono
czerwoną wstęgą. Kilka słów mistrza ceremonii, wstęgę rozwiązano i mogli napić
się z jednego kielicha. Najpierw zrobił to Verom, a później podano go Bellonie.
Pomniejszy
demon przyniósł poduszkę, a na niej pustą, złotą szkatułkę. Upadły nalał do
niej resztę wina z pucharu, szkatułkę zamknięto, po czym Lucyfer wziął ją do
ręki i ponownie otworzył przed parą młodych. Verom sięgnął do środka i
wyciągnął dwie czerwone obrączki. Jedną sam sobie założył, a drugą włożył
swojej wybrance.
-
Oficjalnie jesteście złączeni już na zawsze! - ponownie rozbrzmiały okrzyki i
oklaski demonów.
Na
tym skończyła się jedna z najmocniej łączących ceremonii w całej historii
ludzkości, aniołów czy bogów. Żadna inna nie miała tak silnej mocy, aby złączyć
na wieczność dwie istoty.
Od
teraz byli nierozerwalni.
Verom
odwrócił się i pociągnął Bellonę za sobą. Ta o mały włos nie straciła
równowagi, lecz udało jej się nie upaść. W tym momencie jej umysł nieco
otrzeźwiał. Coś było nie tak. Te zimne ręce, ten głos, to spojrzenie. Tamte
słowa.
Zatrzymała
się, gwałtownie wyrywając swoją dłoń z jego. Odwrócił się zszokowany w jej
stronę, to samo uczynili wszyscy zebrani.
- No
proszę, Śpiąca Królewna obudziła się ze snu - zaśmiał się Lucyfer. - Za późno,
córko, teraz jesteś związana z tym mężczyzną na zawsze.
Bellona
nie słuchała go. Z każdą sekundą dochodziła do siebie, zaczynała pojmować, co
się stało, odzyskiwała trzeźwość umysłu. Spojrzała na Veroma, który miał na
palcu czerwoną obrączkę. Poczuła żal, że Loki jej nie uratował. Miała ochotę
krzyczeć, rozwalić wszystko i wszystkich. Ale potem spojrzała na jego oczy… i
uśmiech tryumfu. Zrobiło jej się gorąco, niebezpiecznie gorąco. Przypomniała
sobie lodowatość jego rąk, jego głos.
-
Boże - wyszeptała otwierając szeroko oczy. - Loki! - wbiegła prosto na niego,
obejmując mocno w pasie. Była bliska łez.
Mężczyzna
przez chwilę stał zmieszany. Zastanawiał się, czy ona ma urojenia, przecież
była otumaniona, bez życia, bez własnej woli, a potem nagle ją odzyskała.
-
Mówiłem, że nigdy cię nie oddam - powiedział, zmieniając swoją postać i
obejmując ją mocno.
-
Loki, mogłem się spodziewać, że wymyślisz coś takiego, aby ją odzyskać. Tylko
ty jesteś zdolny, aby wymyślić taki podstęp i go zrealizować. Jak głupi dałem
się na to nabrać. Ale przykro mi, Bellona jest mieszkanką piekła i nic jej już
stąd nie wyciągnie.
- I
tu się mylisz, Lucy, ja i Bellona jesteśmy teraz małżeństwem, a ja aktualnie
mieszkam w Nowym Jorku, a Bellona jako kobieta, musi się przystosować do mnie,
więc nie jest już mieszkanką Piekła. Przegrałeś.
- Po
pierwsze, nie nazywaj mnie Lucy, a po drugie, przynajmniej zyskam dobrą okazję,
aby się ciebie pozbyć.
Lucyfer
rozłożył swoje potężne skrzydła i wzniósł się w powietrze, równocześnie jego
strój zmienił się w podobny do anielskich legionów. Miał rzymską spódnicę, do
tego złotą kolczugę. Uśmiechnął się triumfalnie, gdyż każdy wiedział, że z nim
jeszcze nikt nie wygrał w pojedynkę.
Potężny
podmuch wiatru sprawił, że Loki uderzył z impetem w ścianę. Następne ruchy
skrzydeł zrobiły mu krwawe rany na ramionach i udach.
Mimo
to mężnie wstał, wyszeptał zaklęcie i stanął w swoim boskim stroju. Lucyfer
spojrzał na jego i zaczął się śmiać.
-
Myślisz, że cokolwiek zdziałasz w tym swoim nędznym stroju. Potrzebujesz do
tego jeszcze sztyletów, twojej pierwotnej broni.
-
Mówisz o tym? - Loki zza płaszcza wyciągnął dwa sztylety o srebrno-zielonych
rękojeściach i krótkim ostrzu.
-
Czy to nie są… - wtrąciła Bellona.
-
Tak, moja droga, to sztylety, które chciałaś dać mi na urodziny. Znalazłem je
po twoim zniknięciu. I okazuje się, to broń, którą szukałem przez długi czas -
na te słowa od sztyletów buchnęła zielona poświata, dzięki niej wydłużyły się.
Odwrócił się w stronę upadłego. - Walcz.
Nie
trzeba było mu dwa razy powtarzać. Ruszył do ataku, dobywając swojego półtoraka. Zaatakował. Loki odparował uderzenie i przez dłuższą chwilę siłowali
się. W tym czasie jeden z demonów obszedł Bellonę od tyłu i złapał ją, aby nie
mogła się ruszyć. Ta jednak nie dała się tak łatwo, więc na pomoc przyszło mu
trzech innych demonów.
Loki
niespodziewanie puścił, skulił się, przez co Lucyfer przeleciał nad nim. Zanim
jednak zdążył się podnieść, upadły był gotowy do dalszego ataku. Wbiegli na
siebie, miecz i sztylety cały czas były w ruchu. Co chwilę było słychać szczęk
metalu uderzającego o siebie. Poruszali się z niewiarygodną precyzją i
szybkością. Co pewien czas Loki używał swojej mocy, stawał się niewidzialny, co
znacznie ułatwiało mu sprawę, a Lucyfer znacznie na tym cierpiał.
Władca
piekieł wzbił się w powietrze. Uniósł się, po czym z całym rozpędem ruszył na
Lokiego. Ten nie wiedział, co takiego szykuje jego przeciwnik. Spróbował jakoś
to obronić, lecz w ostatniej chwili zmienił tor lotu. Mocno zraniony bóg
kłamstw uderzył o ścianę. Chciał się jakoś podnieść, ale nie miał już sił.
Lucyfer
uniósł swój miecz wysoko, którego otoczyła brązowa poświata. Zrobił nim wielki
zamach, a fala mocy leciała prosto w stronę Lokiego.
Przejdź do:
Witaj.
OdpowiedzUsuńPragnę Cię poinformować, że twój blog został dodany do spisu Księgi Opowiadań. Znajduję się on pod tym https://www.ksiegaopowiadan.pl/2018/10/agonia-bogow.html linkiem. Jeśli nie chcesz by twój blog znajdował się w spisie, proszę powiadom mnie o tym w komentarzu. Życzę powodzenia w blogowaniu, KS.