sc Agonia bogów: schyłek mitologii: Opowiadanie 19
Layout by Scar

niedziela, 20 marca 2016

Opowiadanie 19

     Czarno-złota suknia Bellony zafalowała gwałtownie, gdy Lucyfer podniósł ją z pozycji siedzącej. Była już gotowa. Pociągnął ją delikatnie, a ona posłusznie ruszyła za swoim ojcem. Zaprowadził ją w miejsce, gdzie miała się odbyć ceremonia. Znajdowało się to w sali, w której przeważnie balowały wszystkie piekielne istoty. Teraz jednak zmieniono to na miejsce ślubu. W wolnej przestrzeni stało kilkunastu zaufanych demonów Lucyfera, a po drugiej stronie pana młodego. Krzeseł nie było, nikt nie miał zamiaru zagłębiać się w takie szczegóły. Głównym miejscem było delikatne podwyższenie, na którym stała pergola przyozdobiona czerwonymi jak krew różami. Pan młody już czekał, ubrany w swój bojowy strój, czyli metalowy napierśnik, skórzane spodnie, u boku miał wielki miecz, a na rękach złote bransolety. Włosy jak zwykle miał związane w niskiego kucyka.
     Lucyfer przyprowadził córkę do ołtarza. Bellona stanęła obok Veroma, który chwycił jej dłoń i ścisnął, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie. Jego dłonie były zimne. Nachylił się do jej ucha.
     - Już za chwilę całkowicie będziesz należeć do mojego świata.
     Nie zareagowała, lecz jej serce ścisnęła rozpacz.

     Władca piekieł stanął na środku i rozpoczął ceremonię zaślubin. Jedną z najpotężniejszych na świecie. Nic nie potrafiło jej rozerwać, nie było czegoś takiego jak rozwód. Wszystko to sprawiało, że dwie osoby były już na zawsze uzależnione od siebie.
     Czarnoskrzydły upadły w białym garniturze zaczął wymawiać słowa zaklęcia. Gdy nadszedł czas na przysięgę. Verom bez zająknięcia wypowiedział swoje słowa, lecz Bellona milczała. W takim wypadku jej ojciec powiedział za nią. Wszyscy zaczęli klaskać. Podano im kielich, który oboje trzymali, po czym ich dłonie zapleciono czerwoną wstęgą. Kilka słów mistrza ceremonii, wstęgę rozwiązano i mogli napić się z jednego kielicha. Najpierw zrobił to Verom, a później podano go Bellonie.
     Pomniejszy demon przyniósł poduszkę, a na niej pustą, złotą szkatułkę. Upadły nalał do niej resztę wina z pucharu, szkatułkę zamknięto, po czym Lucyfer wziął ją do ręki i ponownie otworzył przed parą młodych. Verom sięgnął do środka i wyciągnął dwie czerwone obrączki. Jedną sam sobie założył, a drugą włożył swojej wybrance.
     - Oficjalnie jesteście złączeni już na zawsze! - ponownie rozbrzmiały okrzyki i oklaski demonów.
     Na tym skończyła się jedna z najmocniej łączących ceremonii w całej historii ludzkości, aniołów czy bogów. Żadna inna nie miała tak silnej mocy, aby złączyć na wieczność dwie istoty.
     Od teraz byli nierozerwalni.
     Verom odwrócił się i pociągnął Bellonę za sobą. Ta o mały włos nie straciła równowagi, lecz udało jej się nie upaść. W tym momencie jej umysł nieco otrzeźwiał. Coś było nie tak. Te zimne ręce, ten głos, to spojrzenie. Tamte słowa.
     Zatrzymała się, gwałtownie wyrywając swoją dłoń z jego. Odwrócił się zszokowany w jej stronę, to samo uczynili wszyscy zebrani.
     - No proszę, Śpiąca Królewna obudziła się ze snu - zaśmiał się Lucyfer. - Za późno, córko, teraz jesteś związana z tym mężczyzną na zawsze.
     Bellona nie słuchała go. Z każdą sekundą dochodziła do siebie, zaczynała pojmować, co się stało, odzyskiwała trzeźwość umysłu. Spojrzała na Veroma, który miał na palcu czerwoną obrączkę. Poczuła żal, że Loki jej nie uratował. Miała ochotę krzyczeć, rozwalić wszystko i wszystkich. Ale potem spojrzała na jego oczy… i uśmiech tryumfu. Zrobiło jej się gorąco, niebezpiecznie gorąco. Przypomniała sobie lodowatość jego rąk, jego głos.
     - Boże - wyszeptała otwierając szeroko oczy. - Loki! - wbiegła prosto na niego, obejmując mocno w pasie. Była bliska łez.
     Mężczyzna przez chwilę stał zmieszany. Zastanawiał się, czy ona ma urojenia, przecież była otumaniona, bez życia, bez własnej woli, a potem nagle ją odzyskała.
     - Mówiłem, że nigdy cię nie oddam - powiedział, zmieniając swoją postać i obejmując ją mocno.
     - Loki, mogłem się spodziewać, że wymyślisz coś takiego, aby ją odzyskać. Tylko ty jesteś zdolny, aby wymyślić taki podstęp i go zrealizować. Jak głupi dałem się na to nabrać. Ale przykro mi, Bellona jest mieszkanką piekła i nic jej już stąd nie wyciągnie.
     - I tu się mylisz, Lucy, ja i Bellona jesteśmy teraz małżeństwem, a ja aktualnie mieszkam w Nowym Jorku, a Bellona jako kobieta, musi się przystosować do mnie, więc nie jest już mieszkanką Piekła. Przegrałeś.
     - Po pierwsze, nie nazywaj mnie Lucy, a po drugie, przynajmniej zyskam dobrą okazję, aby się ciebie pozbyć.
     Lucyfer rozłożył swoje potężne skrzydła i wzniósł się w powietrze, równocześnie jego strój zmienił się w podobny do anielskich legionów. Miał rzymską spódnicę, do tego złotą kolczugę. Uśmiechnął się triumfalnie, gdyż każdy wiedział, że z nim jeszcze nikt nie wygrał w pojedynkę.
     Potężny podmuch wiatru sprawił, że Loki uderzył z impetem w ścianę. Następne ruchy skrzydeł zrobiły mu krwawe rany na ramionach i udach.
     Mimo to mężnie wstał, wyszeptał zaklęcie i stanął w swoim boskim stroju. Lucyfer spojrzał na jego i zaczął się śmiać.
     - Myślisz, że cokolwiek zdziałasz w tym swoim nędznym stroju. Potrzebujesz do tego jeszcze sztyletów, twojej pierwotnej broni.
     - Mówisz o tym? - Loki zza płaszcza wyciągnął dwa sztylety o srebrno-zielonych rękojeściach i krótkim ostrzu.
     - Czy to nie są… - wtrąciła Bellona.
     - Tak, moja droga, to sztylety, które chciałaś dać mi na urodziny. Znalazłem je po twoim zniknięciu. I okazuje się, to broń, którą szukałem przez długi czas - na te słowa od sztyletów buchnęła zielona poświata, dzięki niej wydłużyły się. Odwrócił się w stronę upadłego. - Walcz.
     Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać. Ruszył do ataku, dobywając swojego półtoraka. Zaatakował. Loki odparował uderzenie i przez dłuższą chwilę siłowali się. W tym czasie jeden z demonów obszedł Bellonę od tyłu i złapał ją, aby nie mogła się ruszyć. Ta jednak nie dała się tak łatwo, więc na pomoc przyszło mu trzech innych demonów.
     Loki niespodziewanie puścił, skulił się, przez co Lucyfer przeleciał nad nim. Zanim jednak zdążył się podnieść, upadły był gotowy do dalszego ataku. Wbiegli na siebie, miecz i sztylety cały czas były w ruchu. Co chwilę było słychać szczęk metalu uderzającego o siebie. Poruszali się z niewiarygodną precyzją i szybkością. Co pewien czas Loki używał swojej mocy, stawał się niewidzialny, co znacznie ułatwiało mu sprawę, a Lucyfer znacznie na tym cierpiał.
     Władca piekieł wzbił się w powietrze. Uniósł się, po czym z całym rozpędem ruszył na Lokiego. Ten nie wiedział, co takiego szykuje jego przeciwnik. Spróbował jakoś to obronić, lecz w ostatniej chwili zmienił tor lotu. Mocno zraniony bóg kłamstw uderzył o ścianę. Chciał się jakoś podnieść, ale nie miał już sił.
     Lucyfer uniósł swój miecz wysoko, którego otoczyła brązowa poświata. Zrobił nim wielki zamach, a fala mocy leciała prosto w stronę Lokiego.


Przejdź do:
- Opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 18
- Opowiadanie następne: Opowiadanie 20

1 komentarz:

  1. Witaj.
    Pragnę Cię poinformować, że twój blog został dodany do spisu Księgi Opowiadań. Znajduję się on pod tym https://www.ksiegaopowiadan.pl/2018/10/agonia-bogow.html linkiem. Jeśli nie chcesz by twój blog znajdował się w spisie, proszę powiadom mnie o tym w komentarzu. Życzę powodzenia w blogowaniu, KS.

    OdpowiedzUsuń