sc Agonia bogów: schyłek mitologii: Opowiadanie 8
Layout by Scar

piątek, 25 września 2015

Opowiadanie 8

***Loki

     Ktoś zapukał do drzwi i zanim Bellona zdążyła odpowiedzieć „proszę”, drzwi już się zamykały. Jakoś nawet mi się nie śniło, aby iść i sprawdzić, kto to. Ale sprawę z tożsamością niespodziewanego gościa szybko wyjaśniła Bellona.
     - Gabriel, jak miło cię widzieć!
     - Ciebie również, Bellono. A tak w ogóle, to co tu się stało?
     Uśmiechnąłem się pod nosem. Aktualnie mój apartament był jedną, wielką dżunglą. Wszystko porośnięte wysokimi roślinami, ledwo przedzierające się przez korony promienie słoneczne i jeszcze odgłosy zwierząt. Iluzja godna powinszowania.
     - Weź mi nawet nie mów, Loki jak zwykle bawi się w te swoje iluzje. Właśnie wychodziłam, bo mam już dość. Chcesz, to chodź ze mną, pójdziemy na lody. Dzisiaj jest wyjątkowo gorąco.

     Zakląłem pod nosem. Zazdrość znowu zawładnęła moim ciałem, przez co w mojej dżungli zerwał się potężny wiatr. Nie opłacało się tego teraz przerywać, więc dodałem jeszcze nieistniejący deszcz i dźwięk spłoszonych zwierząt. Zamknąłem oczy, aby zapanować nad tak ogromną iluzją. Nawet ja mam swoje ograniczenia i pomału się do nich zbliżałem.
     Gdy otworzyłem oczy, tuż przed sobą ujrzałem Bellonę. Podskoczyłem, nie spodziewałem się jej tutaj ujrzeć, rzadko wchodziła do mojego pokoju, ale teraz była tutaj i patrzyła na mnie zaciekawionym wzrokiem.
     - Kobieto, nie strasz mnie tak! - zagroziłem, a ona uśmiechnęła się przelotnie.
     - Wychodzę, Gabriel przyszedł do ciebie i skończ wreszcie tą aluzję, bo opadniesz z sił.
     Uniosłem brew. A ona skąd niby wiedziała, że ja się przez to męczę? Jakoś nigdy nie widziała na mojej twarzy zmęczenia z iluzji.
     - To nie jest aluzja tylko iluzja. Idź już, bo zasłaniasz mi promienie słoneczne.
     Nie kłamałem. Do tej pory promienie słoneczne przebijające się przez liście padały centralnie na mnie, a Bellona je zasłoniła. Prychnęła oburzona i wyszła mocno trzaskając za sobą drzwiami. Iluzja się skończyła, a wówczas Gabriel wszedł do mojego pokoju.
     - No, muszę przyznać, że gdybym nie wiedział, że wszedłem do mieszkania, to byłbym pewien, że trafiłem do Amazonii.
     - Dzięki, a teraz gadaj, czego chcesz.
     - Kolejne zadanie, Kłamco. Tym razem Michał będzie ci towarzyszył z częścią swojego legionu. Rafael odebrał sygnał, że w Tokio coś się dzieje, i to poważnego.
     - Świetnie, mogę jechać nawet teraz. Bellona ma wrócić i zacząć pakować się na jakieś rekolekcje, więc nie będzie jej to przeszkadzać.
     - Dobrze, zatem za dwie godziny masz być w centrum Tokio.
     - Dwie godziny?! Tobie odbiło, jak ja się tam znajdę tak szybko?! - on chyba zwariował. Nawet najszybsze samoloty pasażerskie nie latają tak szybko.
     - A od czego dostałeś premię? - Gabriel wsparł się rękami o biodra. No tak, dostałem kamienie teleportujące, ale wolałem zostawić je na ważniejsze okazje. Taka się właśnie wydarzyła, gdy musiałem zabrać Bellonę z Nowego Jorku.
     - Wolę je zachować na coś ważniejszego.
     - Dostaniesz nowe, nie martw się.
     Westchnąłem, aczkolwiek zgodziłem się.
     Bellona nie miała mi za złe, że wyjeżdżam, zanim ona wróci z tych swoich rekolekcji, to ja już zdążę rozbić chyba z trzy większe roboty.

     W Tokio czekał na mnie Michał z całym zastępem aniołów. Wszyscy aniołowie byli muskularnymi mężczyznami z mieczami przy pasach. Jedno jest pewne, nie chciałbym zadrzeć z którymkolwiek. Wszyscy wyglądali jak żywcem z ringu wzięci. Brakowało tylko podbitych oczu, krwi z nosa i ust, a także rękawic. Nawet mieli gołe klaty, tylko rzymskie spódniczki zasłaniały im krocze, gdzie i tak niczego nie mieli.
     Zaśmiałem się w duchu. Naprawdę nie wiedzą, co przez to tracą.
     Przez całe dwa dni szukaliśmy z Michałem jakichkolwiek demonów. Wprawdzie znalazły się jakieś pokraki, ale to i tak nic w porównaniu z tym, co podobno wyczuł Rafał. Coś tu było nie tak i wszyscy zdawaliśmy sobie z tego sprawę.
     - Może poszli na obiad - zaśmiał się jeden z legionistów, a reszta zawtórowała mu basowymi śmiechami. Poczucie humoru niektórych aniołów zostawiało wiele do życzenia.
     - Ja raczej obstawiałbym opcję, że poszli do diabła, ale jak sobie chcecie - wtrąciłem, na co spojrzeli na siebie zażenowani, że śmieli się z tak głupiego żartu.
     - Raczej w ogóle się nie pojawili na Ziemi - powiedział Michał, któremu najmniej było do śmiechu.
     - Moim zdaniem są na Ziemi, ale zupełnie gdzieś indziej, pewnie nawet nie w Azji. Wnioskuję, że to było na zmyłkę, abyśmy nie zdążyli dotrzeć na czas we właściwe miejsce.
     - Psia krew! To znaczy, że teraz mogą być wszędzie!
     Nagle telefon w spodniach zaczął mi wibrować. Wyciągnąłem i na wyświetlaczu zobaczyłem imię mojego aniołka.
     - Mówiłem ci przecież, że jestem w pra… - od razu powiedziałem na przywitanie.
     - Zamknij się i mnie słuchaj! Weź te swoje zastępy aniołów i jak najszybciej przyjeżdżaj do mnie! Tutaj jest masa demonów, sama sobie nie poradzę. Kilka osób już nie żyje.
     - Co?! Demony? U ciebie?! - pomiędzy aniołami zrobił się mały ruch, patrzyli po sobie niepewnie i gotowi do walki.
     - Tak, przyjeżdżaj jak najszybcie… Ja pierdziele! - połączenie zostało przerwane.
     - Halo, słyszysz mnie? Bellona! Szlag! - wcisnąłem telefon do kieszeni i wyciągnąłem jeden z teleportujących kamieni. - U Bellony są demony. Widzimy się na miejscu.
     W jednej chwili już mnie nie było. Znalazłem się w jakimś lesie, a przynajmniej na jego obrzeżach. Głosów walki i krzyków przerażenia nie dało się zignorować. Dzięki mojemu refleksowi szybko się schyliłem, nie oberwałem deską w twarz.
     Delikatnie wyjrzałem zza krzaków, aby nie zostać odkrytym, przy okazji udało mi się zauważyć roślinę, która jest bardzo rzadko. Szkoda, że w takie sytuacji ją znalazłem, kiedyś dzięki niej w Asgardzie wyprawiałem naprawdę niezłe sztuczki. Po małych domkach w większości pozostawała tylko ruina. Wiele ciał leżało poharatanych w najprzeróżniejszych pozach i z kończynami powyginanymi w nienaturalne kąty, z kośćmi na wierzchu. Krew była wszędzie.
     Bellona stała przed jakimiś ludźmi i z kijem w ręce siłowała się z demonem. Nagle wyciągnęła przed siebie nogę i porządnym kopniakiem rozwaliła demonowi łeb. Aż chciało się gwizdnąć z uznania.
     Nie było na co czekać, w moich rękach zmaterializował się shotgun. Wyszedłem z krzaków, po kolei rozwalając najbliższym demonom głowy, które zmieniały się w krwisty kisiel. Mój aniołek spojrzał na mnie z wyraźną ulgą i zaraz wrócił do walki z demonami. Spojrzała na mnie, a ja w tym wzroku wszystko zrozumiałem. Pozbyłem się demonów stojących najbliżej niej, aby dać jej chwilę na wypowiedzenie zaklęcia. Chwilę później jej miecz wirował w powietrzu z taką łatwością, jakby było to piórko. Ze światem ostrze przecinało powietrze. Tanecznym krokiem ruszyła do przodu, wymachując swoim mieczem, robiąc nim obroty i półobroty. Wszystko to wyglądało jak bardzo skomplikowany taniec. Teraz przekonałem się, że walka to na naprawdę jej żywioł. Dosłownie jak ryba w wodzie. Ani razu się nie potknęła, wszystko miało jakoś cel, a demony dookoła niej padały jeden po drugi z obciętymi kończynami lub głowami. Amunicja się skończyła. Nie spodziewałem się, że będę musiał praktycznie sam walczyć z całą chordą demonów, więc nie przygotowałem się dobrze. Zostałem otoczony.
     I co z tego?
     Uśmiechnąłem się łobuzersko i wyszeptałem zaklęcie. Nie tylko Bellona potrafi zmieniać się w wojownika.
     Ostatni pojawił się w mojej ręce złoty trójząb Odyna, środkowy ząb był o wiele dłuższy od pozostałych. Wszystko pokryte było niewidocznymi runami. Osobiści odebrałem to cacko Odynowi i sobie przywłaszczyłem. To był znak jego władzy, który dzierżyłem teraz ja. Osobiście wolę swoją włócznię, która jest magiczna, ale trzymam ją na coś lepszego niżeli głupia walka z demonami.
     Zakręciłem nad głową włócznią, a następnie zmieniłem jej położenie z poziomego na pionowy obok mojego ciała. Kręciłem obydwoma rękoma w zawrotnym tempie i chwilę później po demach zostały tylko rozdrobnione członki.
     Na moim czole pojawiły się krople potu i z ulgą stwierdziłem, że to już koniec. Ostatnia grupka otoczyła Bellonę dookoła, a ona dyszała już ciężko. Tym mieczem na pewno nie zdąży wszystkich powybijać.
     Zrobiłem krok w jej stronę, aby pomóc, lecz wtedy ona wyciągnęła na głowę swój miecz, słowa przecięły powietrze, a wtedy iskry zmieniły miecz w młot bojowy, prawie większy od niej! Z łatwością trzymała go na drewnianej rękojeści. Zaczęła toczyć koło w miejscu z wyciągniętą przed siebie bronią. Jedno okrążenie, potem drugie i demonów już nie było.
     Otarła spocone czoło i położyła młot na ziemi, bez problemu opierając się o niego. Próbowała wyrównać oddech.
     - Wszystko dobrze, aniele? - spytałem podchodząc do niej. Zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu i jakoś nie mogła wyjść z podziwu, widziałem to w jej oczach, które jak na srebrnej tacy zdradzały każą jej emocję. Przy naszym pierwszym spotkaniu miałem podobny, lecz nie ten sam ubiór. Ten był specjalny.
     - Aniele? - oprzytomniała i spojrzała na mnie z rosnącą wściekłością. Wzruszyłem ramionami.
     - Postanowiłem cię tak nazywać, bo w porównaniu z twoim wcześniejszym życiem to jesteś aniołem.
     Wzniosła ręce ku niebu w błagalnym geście, gdy wtem zatrzęsła się zmienia. Nie wiadomo skąd przed nami wyrósł demon wielkości przeciętnego domu. Jeszcze nigdy takiego nie widziałem. Stanęliśmy w pozycjach bojowych. Bestia była wściekła. Wierzgała na wszystkie strony. Jej czarna skóra była pokryta pancerzem. Czerwone oczy wyrażały szaleństwo, a piana ściekająca z ust tylko przekonywała o wściekliźnie. Wyglądał jak połączenie psa i aligatora. Wzniósł potężny ogon i wycelował go prosto w nas. Automatycznie padłem, aby uniknąć uderzenia, a Bellona ze swoim młotem podskoczyła do góry i zręcznie wylądowała obok mnie. Trzyma młot w obydwu rękach.
     Rozejrzałem się dookoła. Łatwo z nim nie będzie. Jego skóra była twarda jak skała, a takie bydle łatwo się nie podda. Wtedy zauważyłem naboje, które wypadły mi, gdy ładowałem magazynek shotguna. W mojej głowie rozkwitł wspaniały plan.
     Natychmiast poderwałem się na równe nogi i rzuciłem Bellonie.
     - Zajmij go, mam plan.
     Spojrzała na mnie otumaniona i z nie dowierzaniem, że ją zostawiam w takiej chwili, ale nie przejąłem się tym zbytnio. Zaklęcie, przyspieszenie i już byłem przy nabojach, zacząłem je rozbierać i wyciągać z nich proch strzelniczy. Przy okazji patrząc, jak bogini radzi sobie z demonem. Pierwsze, co zrobiła, to zaczęła kręcić młotem. Pierwszy okrąg, potem drugi i wyskok. Skoczyła jakieś dwa metry w górę, po czym uderzając w ziemię młotem wylądowała na zgiętych kolanach. Od młota zaczęła pękać ziemia, siła uderzenia wynosiła jakieś cztery metry dalej. Pomiędzy szczelinami widziałem złote światło, które uderzyło w demona. Ten ryknął wściekle i swoim łapskiem rzucił nią jak szmacianą lalką. Uderzyła w ścianę budynku i upadła na ziemię. Na moim czole pojawiły się grube krople potu, musiałem się pospieszyć. Chwyciłem parę liści i gałązek robiąc z nich prowizoryczne pudełeczko.
     Bellona powoli podniosła się z ziemi. Otarła krew z ust, a widząc ją na ręce, jej oczy zabłysły. Oho, już współczuję i cieszę się, że nie jestem w skórze tego przerośniętego mutanta. Z szybkością pełnego siły człowieka podniosła swój młot i nie czekając na zaproszenie, walnęła nim w ziemię z całej siły. Wstrząs doszedł nawet do mnie nieco rozwalając moją pracę. Zakląłem i musiałem to poprawić.
     Młot poruszał się tak szybko, że widziałem zaledwie jego zarys w tym szaleństwie mojego anioła. Ogon poszedł w ruch, aczkolwiek tym razem w jej ręku pojawiła się złota tarcza, którą odbiła się od ogona i robiąc salto, wylądowała na jego grzebiecie. Poruszenie ustami, a miecz wpił się w bok bestii. Kobieta, trzymając miecz, zeskoczyła na dół, rozcinając cały jego bok. Z wielkiej rany wypłynął tylko zielony śluz. Zdyszana, w szale bojowym i śmiercią w oczach, mierzyła wzrokiem demona.
     Przyszła moja kolej. Podbiegłem do niej i rzuciłem w rozdziawiony pysk iluzję podpalonej bomby. Nie czekając, rzuciłem się na Bellonę, odpychając ją do tyłu i zakrywając własnym ciałem. Chwilę później huk zagłuszył mnie na chwilę. Leżałem na niej, czułem ciepło bijące od jej ciała i wyczerpany, szybki oddech. Gdy nastąpił wybuch, złapała się mnie i przyciągnęła. Dzięki temu uratowała mi życie, bo nad głową przeleciał mi ogon tej poczwary. Wreszcie wszystko się skończyło. Odsunąłem się na bok i leżąc zaraz koło Bellony w pozycji w półsiedzącej, podpierając się na rękach, patrzyłem na wyrządzone szkody. Nic takiego, prócz wszędzie walających się kawałków demona.
     Taki drobny szczególik w krajobrazie.
     - O cholera, coś ty zrobi? - spojrzała na mnie.
     - Trochę prochu strzelniczego, odpowiednich roślin, iluzja i wychodzi takie cacko.
     Głupotą byłoby zwrócić teraz uwagę, że Bellona wygląda przepięknie? E, przejmuję się. Ja to zawsze mam takie wyczucie czasu, że tylko pozazdrościć.
     - Świetnie sobie poradziłaś.
     Zanim cokolwiek zrobiła, oplotłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie. Zdezorientowana nie wiedziała, co się dzieje. Wykorzystałem tą chwilę i pocałowałem ją. Boże, poczułem, jakbym się roztapiał. Żołądek mi się ścisnął, jakbym dostał tym jej młotem, ale to był przyjemne, wręcz boskie, a nie bolące. Przyjemny dreszcz przeszył moje ciało, z niechęcią musiałem już zakończyć ten chwilowy relaks. Grunt, to aby znaleźć odpowiednią chwilę, zanim się połapie w sytuacji.
     Przyjemnie było patrzeć na jej zdziwioną, oszołomioną twarz. Oczy miała szeroko otwarte. Najlepsze w tym wszystkim było to, że uroczo się zaczerwieniła.
     Z niechęcią wstałem.
     - Sprawdzę, gdzie posiały się te wkurzające anioły - i już mnie nie było.

*** Bellona
               
     Nie wierzę! Ten dupek mnie pocałował! A potem najzwyczajniej w świecie uciekł sobie… Ja go kiedyś zabiję, roztrzaskam mu łeb o betonowy chodnik lub wypruję wszystkie falki moim mieczem.
     Westchnęłam, uspokajając się. Opuszkami palców dotknęłam moich ust. Wciąż jeszcze czułam na nich jego wargi. Wzdrygnęłam się, przypominając sobie to zdarzenie.
     Boże, pierwszy raz się całowałam!
     Ten imbecyl skradł mi pierwszy pocałunek! Uspokój się, Bellona, uspokój się. Nie takich gości zmiatałaś na proch. Nie pamiętasz? Tyle razy pokonałaś wielkiego, niezwyciężonego boga wojny - Marsa. Będziesz się przejmować takim cwelem jak Loki? Za żadne skarby świata!
     Wstałam. Zauważyłam coś dziwnego na ziemi. Podniosłam z niej sztylet o srebrnej, ozdabianej rękojeści i białym, falującym ostrzu. Piękny sztylet, ale do kogo mógł należeć? Loki nie gustuje w sztyletach. Woli broń palną.
     Podrapałam się w głowę i schowałam go, wracając do swojej normalnej postaci. Zaraz potem pojawił się cały zastęp aniołów, który sprzątał cały ten bałagan. Inni udali się na poszukiwanie ludzi, którzy uciekli do lasu.
     Loki trzymał się z dala ode mnie, ale i tak byłam już nazbyt zmęczona, aby cokolwiek mu powiedzieć. Mimo to nawet nie spojrzał w moją stroną, a przynajmniej tak mi się zdawało. Usiadłam gdzieś pod drzewem i czekałam tylko, by jak najszybciej opuścić do piekielne miejsce. Jednak przypomniałam sobie jego strój. Bardzo podobny do tego, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, ale jednak nieco inny. Czarny, skórzany płaszcz sięgający do ziemi, do tego złote ochraniacze na barki i przedramiona. Pod spodem czarna koszula i do tego czarne spodnie z ciężkimi butami. Na głowie miał złoty hełm z długimi rogami zakręconymi do tyłu. Wyglądał… bosko. Na początku nie wiedziałam, co powiedzieć. Zastanawiałam się, jaki wyglądałam jego świat, ten cały Asgard.

     Loki oglądał w swoim pokoju telewizję, a ja oparła się o framugę drzwi i przyglądałam mu się z zaplecionymi na piersiach rękami. I wcale nie chodziło mi o ten pocałunek. Fakt, byłam na niego zła, ale już się na niego wydarłam. Oczywiście widziałam, że niepotrzebnie się produkuję, gdyż on tylko stał i uśmiechał się do mnie perfidnie, i każdą swoją wypowiedź zaczynał lub kończył zwrotem „aniele” ewentualnie „mój aniele”, jednak tak się we mnie gotowało, że słowa same wychodziły mi z ust, nie szczędząc przekleństw.
     Odwrócił wzrok i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się zawadiacko i przyciszył telewizję.
     - Przyszłaś zrobić mi nowe kazanie, czy może jednak skusisz się na więcej pocałunków?
     - Zastanawiasz mnie - przechyliłam głowę na bok, całkowicie ignorując jego zaczepkę.
     - Ja? - uniósł wysoko brwi. Pokiwałam potwierdzająco.
     - Tak, ty. Ty i twoja historia.
     Kłamca przesunął się nieco na bok i poklepał miejsce koło siebie, dając mi znak, abym usiadła.
     - Jak nie chcesz, to nie mów, nie będę od ciebie wyciągała tej wiedzy.
     - Przecież widzę, że nie zaśnież, jeżeli się nie dowiesz - westchnął.
     Wygodnie położyłam się na plecach, a on obok mnie na boku, podpierając ręką głowę.
     Zaczął mi wszystko opowiadać. Mówił o tym, że tak naprawdę jest potomkiem Lodowych Olbrzymów i chcąc mi to udowodnić, dotknął mojego policzka. Zadrżałam z zimna. Jego ręce były lodowate. Już nie zimne, lodowate. Potem zaczął mówić o tym, kiedy został przyjęty do Asów.
     - Miałem wówczas dziesięć lat. Odyn walczyć z olbrzymami, a gdy z nimi skończył, zauważył mnie. Byłem zlęknięty, lecz nie dałem tego po sobie poznać, mój ojciec zawsze mawiał, abym nigdy nie okazał słabości wrogu. Odyn przygarnął mnie, choć wiele bogów protestowało. Wtedy stałem się przyrodnim bratem Thora, którego nienawidziłem całym sercem. Zawsze o wszystko się mnie czepiał, wypominał mi, kim jestem i marudził, że nie jestem tak silny jak on, abym mógł się z nim bawić. Ja oczywiście nawet nie chciałem się z nim bawić, wolałem czytać książki.
     - No, to już wiem dlaczego masz taką wybujałą wyobraźnię - zaśmiałam się.
     - Oczywiście on i jego kumple przestali się mnie czepiać, gdy byli już na tyle dojrzali - ciągnął dalej - aby sami mogli wyruszać w las. Wtedy właśnie zacząłem robić moje psoty. Miałem przy tym tyle uciechy, że nader często to powtarzałem. Raz obciąłem Sif, żonie Thora, włosy i dzięki mnie dostał ten potężny młot.
     - Jejku, to w sumie wtedy nie byłeś taki zły.
     - Nie byłem? A co, gdybym ci powiedział, że zabiłem swoją narzeczoną?
     - Co takiego?! - podniosłam się.
     - Podczas napadu przez anioły na Asgard, udałem się do Sigyn i zabiłem ją - uśmiechnął się cwaniacko. Co w tym było śmiesznego i godnego dumy?!
     - Ale… przecież ona cię kochała, a ty ją, więc dlaczego… - przerwał mi.
     - Kto ci powiedział, że ją kochałem. Ona może kochała mnie, ale dla mnie była tylko kochanką, nic więcej.

     Wstałam. I jak ktokolwiek może mi się dziwić, że nigdy nie miałam i nie chcę mieć faceta? Odpowiedź jest prosta: każdy z nich to autentyczna świnia, która traktuje kobiety przedmiotowo. Gdzie podziała się ta cudowna miłość, która niegdyś górowała? No tak, średniowiecze się pojawiło i wszystko zepsuło. Zepsuło cały ten świat włącznie z ludźmi i wszystkim, co żyje. A ja żyję przeszłością, więc tutaj nie ma dla mnie miejsca.

Przejdź do:
- opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 7
- opowiadanie następne: Opowiadanie 9

1 komentarz:

  1. Świetny blog :3. OMG! Jak ja kocham opowiadania o Loki, wpadłaś na wspaniały pomysł by złączył siły z aniołem. Jestem ciekawe jak rozwinią się jego stosunki z Belloną. Czekam na następną notkę :*

    OdpowiedzUsuń