***Loki
Ktoś
zapukał do drzwi i zanim Bellona zdążyła odpowiedzieć „proszę”, drzwi już się
zamykały. Jakoś nawet mi się nie śniło, aby iść i sprawdzić, kto to. Ale
sprawę z tożsamością niespodziewanego gościa szybko wyjaśniła Bellona.
-
Gabriel, jak miło cię widzieć!
-
Ciebie również, Bellono. A tak w ogóle, to co tu się stało?
Uśmiechnąłem
się pod nosem. Aktualnie mój apartament był jedną, wielką dżunglą. Wszystko
porośnięte wysokimi roślinami, ledwo przedzierające się przez korony promienie
słoneczne i jeszcze odgłosy zwierząt. Iluzja godna powinszowania.
-
Weź mi nawet nie mów, Loki jak zwykle bawi się w te swoje iluzje. Właśnie
wychodziłam, bo mam już dość. Chcesz, to chodź ze mną, pójdziemy na lody.
Dzisiaj jest wyjątkowo gorąco.
Zakląłem
pod nosem. Zazdrość znowu zawładnęła moim ciałem, przez co w mojej dżungli
zerwał się potężny wiatr. Nie opłacało się tego teraz przerywać, więc dodałem
jeszcze nieistniejący deszcz i dźwięk spłoszonych zwierząt. Zamknąłem oczy, aby
zapanować nad tak ogromną iluzją. Nawet ja mam swoje ograniczenia i pomału się
do nich zbliżałem.
Gdy
otworzyłem oczy, tuż przed sobą ujrzałem Bellonę. Podskoczyłem, nie
spodziewałem się jej tutaj ujrzeć, rzadko wchodziła do mojego pokoju, ale teraz
była tutaj i patrzyła na mnie zaciekawionym wzrokiem.
-
Kobieto, nie strasz mnie tak! - zagroziłem, a ona uśmiechnęła się przelotnie.
-
Wychodzę, Gabriel przyszedł do ciebie i skończ wreszcie tą aluzję, bo opadniesz
z sił.
Uniosłem
brew. A ona skąd niby wiedziała, że ja się przez to męczę? Jakoś nigdy nie
widziała na mojej twarzy zmęczenia z iluzji.
- To
nie jest aluzja tylko iluzja. Idź już, bo zasłaniasz mi promienie słoneczne.
Nie
kłamałem. Do tej pory promienie słoneczne przebijające się przez liście padały
centralnie na mnie, a Bellona je zasłoniła. Prychnęła oburzona i wyszła mocno
trzaskając za sobą drzwiami. Iluzja się skończyła, a wówczas Gabriel wszedł do
mojego pokoju.
-
No, muszę przyznać, że gdybym nie wiedział, że wszedłem do mieszkania, to
byłbym pewien, że trafiłem do Amazonii.
-
Dzięki, a teraz gadaj, czego chcesz.
-
Kolejne zadanie, Kłamco. Tym razem Michał będzie ci towarzyszył z częścią
swojego legionu. Rafael odebrał sygnał, że w Tokio coś się dzieje, i to
poważnego.
-
Świetnie, mogę jechać nawet teraz. Bellona ma wrócić i zacząć pakować się na
jakieś rekolekcje, więc nie będzie jej to przeszkadzać.
-
Dobrze, zatem za dwie godziny masz być w centrum Tokio.
-
Dwie godziny?! Tobie odbiło, jak ja się tam znajdę tak szybko?! - on chyba
zwariował. Nawet najszybsze samoloty pasażerskie nie latają tak szybko.
- A
od czego dostałeś premię? - Gabriel wsparł się rękami o biodra. No tak,
dostałem kamienie teleportujące, ale wolałem zostawić je na ważniejsze okazje.
Taka się właśnie wydarzyła, gdy musiałem zabrać Bellonę z Nowego Jorku.
- Wolę
je zachować na coś ważniejszego.
-
Dostaniesz nowe, nie martw się.
Westchnąłem,
aczkolwiek zgodziłem się.
Bellona
nie miała mi za złe, że wyjeżdżam, zanim ona wróci z tych swoich rekolekcji, to
ja już zdążę rozbić chyba z trzy większe roboty.
W
Tokio czekał na mnie Michał z całym zastępem aniołów. Wszyscy aniołowie byli
muskularnymi mężczyznami z mieczami przy pasach. Jedno jest pewne, nie
chciałbym zadrzeć z którymkolwiek. Wszyscy wyglądali jak żywcem z ringu wzięci.
Brakowało tylko podbitych oczu, krwi z nosa i ust, a także rękawic. Nawet mieli
gołe klaty, tylko rzymskie spódniczki zasłaniały im krocze, gdzie i tak niczego
nie mieli.
Zaśmiałem
się w duchu. Naprawdę nie wiedzą, co przez to tracą.
Przez
całe dwa dni szukaliśmy z Michałem jakichkolwiek demonów. Wprawdzie znalazły
się jakieś pokraki, ale to i tak nic w porównaniu z tym, co podobno wyczuł
Rafał. Coś tu było nie tak i wszyscy zdawaliśmy sobie z tego sprawę.
-
Może poszli na obiad - zaśmiał się jeden z legionistów, a reszta zawtórowała mu
basowymi śmiechami. Poczucie humoru niektórych aniołów zostawiało wiele do
życzenia.
- Ja
raczej obstawiałbym opcję, że poszli do diabła, ale jak sobie chcecie -
wtrąciłem, na co spojrzeli na siebie zażenowani, że śmieli się z tak głupiego
żartu.
-
Raczej w ogóle się nie pojawili na Ziemi - powiedział Michał, któremu najmniej
było do śmiechu.
-
Moim zdaniem są na Ziemi, ale zupełnie gdzieś indziej, pewnie nawet nie w Azji.
Wnioskuję, że to było na zmyłkę, abyśmy nie zdążyli dotrzeć na czas we właściwe
miejsce.
-
Psia krew! To znaczy, że teraz mogą być wszędzie!
Nagle
telefon w spodniach zaczął mi wibrować. Wyciągnąłem i na wyświetlaczu zobaczyłem
imię mojego aniołka.
-
Mówiłem ci przecież, że jestem w pra… - od razu powiedziałem na przywitanie.
-
Zamknij się i mnie słuchaj! Weź te swoje zastępy aniołów i jak najszybciej
przyjeżdżaj do mnie! Tutaj jest masa demonów, sama sobie nie poradzę. Kilka
osób już nie żyje.
-
Co?! Demony? U ciebie?! - pomiędzy aniołami zrobił się mały ruch, patrzyli po
sobie niepewnie i gotowi do walki.
-
Tak, przyjeżdżaj jak najszybcie… Ja pierdziele! - połączenie zostało przerwane.
-
Halo, słyszysz mnie? Bellona! Szlag! - wcisnąłem telefon do kieszeni i
wyciągnąłem jeden z teleportujących kamieni. - U Bellony są demony. Widzimy się
na miejscu.
W
jednej chwili już mnie nie było. Znalazłem się w jakimś lesie, a przynajmniej
na jego obrzeżach. Głosów walki i krzyków przerażenia nie dało się zignorować.
Dzięki mojemu refleksowi szybko się schyliłem, nie oberwałem deską w twarz.
Delikatnie
wyjrzałem zza krzaków, aby nie zostać odkrytym, przy okazji udało mi się
zauważyć roślinę, która jest bardzo rzadko. Szkoda, że w takie sytuacji ją
znalazłem, kiedyś dzięki niej w Asgardzie wyprawiałem naprawdę niezłe sztuczki. Po małych domkach w większości pozostawała tylko ruina. Wiele ciał
leżało poharatanych w najprzeróżniejszych pozach i z kończynami powyginanymi w
nienaturalne kąty, z kośćmi na wierzchu. Krew była wszędzie.
Bellona
stała przed jakimiś ludźmi i z kijem w ręce siłowała się z demonem. Nagle
wyciągnęła przed siebie nogę i porządnym kopniakiem rozwaliła demonowi łeb. Aż
chciało się gwizdnąć z uznania.
Nie
było na co czekać, w moich rękach zmaterializował się shotgun. Wyszedłem z
krzaków, po kolei rozwalając najbliższym demonom głowy, które zmieniały się w
krwisty kisiel. Mój aniołek spojrzał na mnie z wyraźną ulgą i zaraz wrócił do
walki z demonami. Spojrzała na mnie, a ja w tym wzroku wszystko zrozumiałem.
Pozbyłem się demonów stojących najbliżej niej, aby dać jej chwilę na
wypowiedzenie zaklęcia. Chwilę później jej miecz wirował w powietrzu z taką
łatwością, jakby było to piórko. Ze światem ostrze przecinało powietrze.
Tanecznym krokiem ruszyła do przodu, wymachując swoim mieczem, robiąc nim obroty
i półobroty. Wszystko to wyglądało jak bardzo skomplikowany taniec. Teraz
przekonałem się, że walka to na naprawdę jej żywioł. Dosłownie jak ryba w wodzie. Ani
razu się nie potknęła, wszystko miało jakoś cel, a demony dookoła niej padały
jeden po drugi z obciętymi kończynami lub głowami. Amunicja się skończyła. Nie
spodziewałem się, że będę musiał praktycznie sam walczyć z całą chordą demonów,
więc nie przygotowałem się dobrze. Zostałem otoczony.
I co
z tego?
Uśmiechnąłem
się łobuzersko i wyszeptałem zaklęcie. Nie tylko Bellona potrafi zmieniać się w
wojownika.
Ostatni pojawił się w mojej ręce złoty trójząb
Odyna, środkowy ząb był o wiele dłuższy od pozostałych. Wszystko pokryte było
niewidocznymi runami. Osobiści odebrałem to cacko Odynowi i sobie
przywłaszczyłem. To był znak jego władzy, który dzierżyłem teraz ja. Osobiście
wolę swoją włócznię, która jest magiczna, ale trzymam ją na coś lepszego niżeli
głupia walka z demonami.
Zakręciłem
nad głową włócznią, a następnie zmieniłem jej położenie z poziomego na pionowy
obok mojego ciała. Kręciłem obydwoma rękoma w zawrotnym tempie i chwilę później
po demach zostały tylko rozdrobnione członki.
Na
moim czole pojawiły się krople potu i z ulgą stwierdziłem, że to już koniec.
Ostatnia grupka otoczyła Bellonę dookoła, a ona dyszała już ciężko. Tym mieczem
na pewno nie zdąży wszystkich powybijać.
Zrobiłem
krok w jej stronę, aby pomóc, lecz wtedy ona wyciągnęła na głowę swój miecz,
słowa przecięły powietrze, a wtedy iskry zmieniły miecz w młot bojowy, prawie większy
od niej! Z łatwością trzymała go na drewnianej rękojeści. Zaczęła toczyć koło w
miejscu z wyciągniętą przed siebie bronią. Jedno okrążenie, potem drugie i
demonów już nie było.
Otarła
spocone czoło i położyła młot na ziemi, bez problemu opierając się o niego.
Próbowała wyrównać oddech.
-
Wszystko dobrze, aniele? - spytałem podchodząc do niej. Zmierzyła mnie wzrokiem
od góry do dołu i jakoś nie mogła wyjść z podziwu, widziałem to w jej oczach,
które jak na srebrnej tacy zdradzały każą jej emocję. Przy naszym pierwszym
spotkaniu miałem podobny, lecz nie ten sam ubiór. Ten był specjalny.
-
Aniele? - oprzytomniała i spojrzała na mnie z rosnącą wściekłością. Wzruszyłem
ramionami.
-
Postanowiłem cię tak nazywać, bo w porównaniu z twoim wcześniejszym życiem to
jesteś aniołem.
Wzniosła
ręce ku niebu w błagalnym geście, gdy wtem zatrzęsła się zmienia. Nie wiadomo skąd
przed nami wyrósł demon wielkości przeciętnego domu. Jeszcze nigdy takiego nie
widziałem. Stanęliśmy w pozycjach bojowych. Bestia była wściekła. Wierzgała na
wszystkie strony. Jej czarna skóra była pokryta pancerzem. Czerwone oczy
wyrażały szaleństwo, a piana ściekająca z ust tylko przekonywała o wściekliźnie.
Wyglądał jak połączenie psa i aligatora. Wzniósł potężny ogon i wycelował go
prosto w nas. Automatycznie padłem, aby uniknąć uderzenia, a Bellona ze swoim
młotem podskoczyła do góry i zręcznie wylądowała obok mnie. Trzyma młot w obydwu rękach.
Rozejrzałem
się dookoła. Łatwo z nim nie będzie. Jego skóra była twarda jak skała, a takie
bydle łatwo się nie podda. Wtedy zauważyłem naboje, które wypadły mi, gdy
ładowałem magazynek shotguna. W mojej głowie rozkwitł wspaniały plan.
Natychmiast
poderwałem się na równe nogi i rzuciłem Bellonie.
-
Zajmij go, mam plan.
Spojrzała
na mnie otumaniona i z nie dowierzaniem, że ją zostawiam w takiej chwili, ale
nie przejąłem się tym zbytnio. Zaklęcie, przyspieszenie i już byłem przy
nabojach, zacząłem je rozbierać i wyciągać z nich proch strzelniczy. Przy
okazji patrząc, jak bogini radzi sobie z demonem. Pierwsze, co zrobiła, to
zaczęła kręcić młotem. Pierwszy okrąg, potem drugi i wyskok. Skoczyła jakieś
dwa metry w górę, po czym uderzając w ziemię młotem wylądowała na zgiętych
kolanach. Od młota zaczęła pękać ziemia, siła uderzenia wynosiła jakieś cztery metry dalej.
Pomiędzy szczelinami widziałem złote światło, które uderzyło w demona. Ten
ryknął wściekle i swoim łapskiem rzucił nią jak szmacianą lalką. Uderzyła w
ścianę budynku i upadła na ziemię. Na moim czole pojawiły się grube krople
potu, musiałem się pospieszyć. Chwyciłem parę liści i gałązek robiąc z nich
prowizoryczne pudełeczko.
Bellona
powoli podniosła się z ziemi. Otarła krew z ust, a widząc ją na ręce, jej oczy
zabłysły. Oho, już współczuję i cieszę się, że nie jestem w skórze tego
przerośniętego mutanta. Z szybkością pełnego siły człowieka podniosła swój młot
i nie czekając na zaproszenie, walnęła nim w ziemię z całej siły. Wstrząs
doszedł nawet do mnie nieco rozwalając moją pracę. Zakląłem i musiałem to
poprawić.
Młot
poruszał się tak szybko, że widziałem zaledwie jego zarys w tym szaleństwie
mojego anioła. Ogon poszedł w ruch, aczkolwiek tym razem w jej ręku pojawiła
się złota tarcza, którą odbiła się od ogona i robiąc salto, wylądowała na jego
grzebiecie. Poruszenie ustami, a miecz wpił się w bok bestii. Kobieta, trzymając
miecz, zeskoczyła na dół, rozcinając cały jego bok. Z wielkiej rany wypłynął
tylko zielony śluz. Zdyszana, w szale bojowym i śmiercią w oczach, mierzyła
wzrokiem demona.
Przyszła
moja kolej. Podbiegłem do niej i rzuciłem w rozdziawiony pysk iluzję podpalonej
bomby. Nie czekając, rzuciłem się na Bellonę, odpychając ją do tyłu i zakrywając
własnym ciałem. Chwilę później huk zagłuszył mnie na chwilę. Leżałem na niej,
czułem ciepło bijące od jej ciała i wyczerpany, szybki oddech. Gdy nastąpił
wybuch, złapała się mnie i przyciągnęła. Dzięki temu uratowała mi życie, bo nad
głową przeleciał mi ogon tej poczwary. Wreszcie wszystko się skończyło. Odsunąłem
się na bok i leżąc zaraz koło Bellony w pozycji w półsiedzącej, podpierając się
na rękach, patrzyłem na wyrządzone szkody. Nic takiego, prócz wszędzie
walających się kawałków demona.
Taki
drobny szczególik w krajobrazie.
- O
cholera, coś ty zrobi? - spojrzała na mnie.
-
Trochę prochu strzelniczego, odpowiednich roślin, iluzja i wychodzi takie
cacko.
Głupotą
byłoby zwrócić teraz uwagę, że Bellona wygląda przepięknie? E, przejmuję się.
Ja to zawsze mam takie wyczucie czasu, że tylko pozazdrościć.
-
Świetnie sobie poradziłaś.
Zanim
cokolwiek zrobiła, oplotłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie. Zdezorientowana nie wiedziała, co się dzieje. Wykorzystałem tą chwilę i
pocałowałem ją. Boże, poczułem, jakbym się roztapiał. Żołądek mi się ścisnął,
jakbym dostał tym jej młotem, ale to był przyjemne, wręcz boskie, a nie bolące. Przyjemny
dreszcz przeszył moje ciało, z niechęcią musiałem już zakończyć ten chwilowy
relaks. Grunt, to aby znaleźć odpowiednią chwilę, zanim się połapie w sytuacji.
Przyjemnie
było patrzeć na jej zdziwioną, oszołomioną twarz. Oczy miała szeroko otwarte.
Najlepsze w tym wszystkim było to, że uroczo się zaczerwieniła.
Z
niechęcią wstałem.
-
Sprawdzę, gdzie posiały się te wkurzające anioły - i już mnie nie było.
*** Bellona
Nie
wierzę! Ten dupek mnie pocałował! A potem najzwyczajniej w świecie uciekł
sobie… Ja go kiedyś zabiję, roztrzaskam mu łeb o betonowy chodnik lub wypruję
wszystkie falki moim mieczem.
Westchnęłam, uspokajając się. Opuszkami palców dotknęłam moich ust. Wciąż jeszcze czułam na
nich jego wargi. Wzdrygnęłam się, przypominając sobie to zdarzenie.
Boże,
pierwszy raz się całowałam!
Ten
imbecyl skradł mi pierwszy pocałunek! Uspokój się, Bellona, uspokój się. Nie
takich gości zmiatałaś na proch. Nie pamiętasz? Tyle razy pokonałaś wielkiego,
niezwyciężonego boga wojny - Marsa. Będziesz się przejmować takim cwelem jak
Loki? Za żadne skarby świata!
Wstałam.
Zauważyłam coś dziwnego na ziemi. Podniosłam z niej sztylet o srebrnej,
ozdabianej rękojeści i białym, falującym ostrzu. Piękny sztylet, ale do kogo
mógł należeć? Loki nie gustuje w sztyletach. Woli broń palną.
Podrapałam
się w głowę i schowałam go, wracając do swojej normalnej postaci. Zaraz potem
pojawił się cały zastęp aniołów, który sprzątał cały ten bałagan. Inni udali
się na poszukiwanie ludzi, którzy uciekli do lasu.
Loki
trzymał się z dala ode mnie, ale i tak byłam już nazbyt zmęczona, aby cokolwiek
mu powiedzieć. Mimo to nawet nie spojrzał w moją stroną, a przynajmniej tak mi
się zdawało. Usiadłam gdzieś pod drzewem i czekałam tylko, by jak najszybciej
opuścić do piekielne miejsce. Jednak przypomniałam sobie jego strój. Bardzo podobny
do tego, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, ale jednak nieco inny. Czarny,
skórzany płaszcz sięgający do ziemi, do tego złote ochraniacze na barki i
przedramiona. Pod spodem czarna koszula i do tego czarne spodnie z ciężkimi
butami. Na głowie miał złoty hełm z długimi rogami zakręconymi do tyłu.
Wyglądał… bosko. Na początku nie wiedziałam, co powiedzieć. Zastanawiałam się,
jaki wyglądałam jego świat, ten cały Asgard.
Loki
oglądał w swoim pokoju telewizję, a ja oparła się o framugę drzwi i
przyglądałam mu się z zaplecionymi na piersiach rękami. I wcale nie chodziło mi
o ten pocałunek. Fakt, byłam na niego zła, ale już się na niego wydarłam.
Oczywiście widziałam, że niepotrzebnie się produkuję, gdyż on tylko stał i
uśmiechał się do mnie perfidnie, i każdą swoją wypowiedź zaczynał lub kończył
zwrotem „aniele” ewentualnie „mój aniele”, jednak tak się we mnie gotowało, że
słowa same wychodziły mi z ust, nie szczędząc przekleństw.
Odwrócił
wzrok i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się zawadiacko i przyciszył telewizję.
-
Przyszłaś zrobić mi nowe kazanie, czy może jednak skusisz się na więcej
pocałunków?
-
Zastanawiasz mnie - przechyliłam głowę na bok, całkowicie ignorując jego
zaczepkę.
-
Ja? - uniósł wysoko brwi. Pokiwałam potwierdzająco.
-
Tak, ty. Ty i twoja historia.
Kłamca
przesunął się nieco na bok i poklepał miejsce koło siebie, dając mi znak, abym
usiadła.
-
Jak nie chcesz, to nie mów, nie będę od ciebie wyciągała tej wiedzy.
-
Przecież widzę, że nie zaśnież, jeżeli się nie dowiesz - westchnął.
Wygodnie
położyłam się na plecach, a on obok mnie na boku, podpierając ręką głowę.
Zaczął
mi wszystko opowiadać. Mówił o tym, że tak naprawdę jest potomkiem Lodowych
Olbrzymów i chcąc mi to udowodnić, dotknął mojego policzka. Zadrżałam z zimna.
Jego ręce były lodowate. Już nie zimne, lodowate. Potem zaczął mówić o tym,
kiedy został przyjęty do Asów.
-
Miałem wówczas dziesięć lat. Odyn walczyć z olbrzymami, a gdy z nimi skończył,
zauważył mnie. Byłem zlęknięty, lecz nie dałem tego po sobie poznać, mój ojciec
zawsze mawiał, abym nigdy nie okazał słabości wrogu. Odyn przygarnął mnie, choć
wiele bogów protestowało. Wtedy stałem się przyrodnim bratem Thora, którego nienawidziłem
całym sercem. Zawsze o wszystko się mnie czepiał, wypominał mi, kim jestem i
marudził, że nie jestem tak silny jak on, abym mógł się z nim bawić. Ja
oczywiście nawet nie chciałem się z nim bawić, wolałem czytać książki.
-
No, to już wiem dlaczego masz taką wybujałą wyobraźnię - zaśmiałam się.
- Oczywiście
on i jego kumple przestali się mnie czepiać, gdy byli już na tyle dojrzali -
ciągnął dalej - aby sami mogli wyruszać w las. Wtedy właśnie zacząłem robić
moje psoty. Miałem przy tym tyle uciechy, że nader często to powtarzałem. Raz
obciąłem Sif, żonie Thora, włosy i dzięki mnie dostał ten potężny młot.
-
Jejku, to w sumie wtedy nie byłeś taki zły.
-
Nie byłem? A co, gdybym ci powiedział, że zabiłem swoją narzeczoną?
- Co
takiego?! - podniosłam się.
-
Podczas napadu przez anioły na Asgard, udałem się do Sigyn i zabiłem ją -
uśmiechnął się cwaniacko. Co w tym było śmiesznego i godnego dumy?!
-
Ale… przecież ona cię kochała, a ty ją, więc dlaczego… - przerwał mi.
- Kto ci powiedział, że ją kochałem. Ona może kochała mnie, ale dla mnie była
tylko kochanką, nic więcej.
Wstałam.
I jak ktokolwiek może mi się dziwić, że nigdy nie miałam i nie chcę mieć
faceta? Odpowiedź jest prosta: każdy z nich to autentyczna świnia, która traktuje
kobiety przedmiotowo. Gdzie podziała się ta cudowna miłość, która niegdyś
górowała? No tak, średniowiecze się pojawiło i wszystko zepsuło. Zepsuło cały
ten świat włącznie z ludźmi i wszystkim, co żyje. A ja żyję przeszłością, więc
tutaj nie ma dla mnie miejsca.
Przejdź do:
- opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 7
- opowiadanie następne: Opowiadanie 9
Przejdź do:
- opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 7
- opowiadanie następne: Opowiadanie 9
Świetny blog :3. OMG! Jak ja kocham opowiadania o Loki, wpadłaś na wspaniały pomysł by złączył siły z aniołem. Jestem ciekawe jak rozwinią się jego stosunki z Belloną. Czekam na następną notkę :*
OdpowiedzUsuń