Loki, Asgard,
bardzo dawno temu
Asgard płonął na moich oczach,
gdy wtem przypomniałem sobie o osobach, które warto jeszcze odwiedzić, zanim Michał
wszystkich wymorduje. Przemierzając spokojnie oddalony o kilka kilometrów las,
natknąłem się na drogowskaz. Niby nic nie znacząca kreska na pniu drzewa, lecz
ja dobrze znałem ten symbol. Wskazywał drogę. Chwilę później znalazłem się
przed ziemianką, która posiadała drewniane drzwiczki, przy wejściu kwiaty, a po
bokach wzniesienia niewielkie okna. Zapukałem i wszedłem nie czekając na
odpowiedź.
Przy ścianie stała niewielka
osóbka. Miała długie blond włosy zaplecione w warkocza, opaloną cerę i krwistoczerwone
usta. Na sobie miała zwiewną sukienkę w kolorze jasnego różu przyozdobioną
kolorowymi kwiatami. Nigdy nie cierpiałem, gdy tak się ubierała. Wyglądała
wtedy jak jakaś bezbronna panienka, i choć naprawdę nią była, to przynajmniej
mogła ubierać się tak, aby unicestwić to wrażenie. Jej piwne oczy spojrzały na
mnie z widoczną ulgą. Bała się, i to bardzo. Najwidoczniej wiedziała już, co
się dzieje w Asgardzie i to tylko kwestia czasu, zanim przyjdą po nią.
- Loki - wyszeptała zdławionym
głosem.
Oczywiście od razu przybrałem
minę zatroskanego o jej życie i że sam bardzo się boję oto, co się dzieje
kilometry dalej. Sygin ze łzami w oczach wtuliła się w moją pierś, a ja objąłem
ją mocno. Kochała mnie. Gdyby mogła, to oddałaby za mnie życie. Jednak ja do niej
nic nie czułem. Jedynie zaspokajała moje potrzeby hojnie obdarzonym przez
naturę ciałem. Nikt nie mógł zaprzeczyć, że figurę miała wprost niezwykłą i
stworzoną dla potrzeb mężczyzny. Ale miałem jej już dość. Zachowuje się zbyt…
dziewczęco. Taka delikatna, rozmarzona, pragnąca założyć liczną rodzinkę z
domkiem w górach. To nie dla mnie.
Dlatego bez najmniejszego
skrępowania wbiłem jej nuż w brzuch. Od razu odsunęła się ode mnie i przerażona
rozpłakała się na całego. Spojrzała jeszcze na mnie z niedowierzeniem.
- Dlaczego?
- A dlaczego by nie? -
uśmiechnąłem się. - Miałem cię już dość i pomyślałem, że lepiej będzie, jeżeli
zabiję cię z własnej ręki.
- Ja cię kochałam - wydukała
przez łzy.
- Och… Doprawdy? Jakieś to
wzruszające - udałem poruszonego, ale szybko wróciłem do siebie. - Szkoda, że
ja ciebie nie.
Na koniec wbiłem jej długi
sztylet w serce.
***
Francja,
współcześnie
-
Strasznie małe to mieszkanie - szepnąłem sam do siebie cicho, włamując się do
mieszkania.
Temu,
że byłem strasznie cicho, towarzyszyła moja niewidzialność. Nikt na pewno nie
zorientuje się, że tutaj jestem.
***Bellona
Po
skończonej kąpieli założyłam na siebie jedynie szlafrok. Włosy starannie
rozczesałam, choć były jeszcze mokre. Nie przywiązuję zbytniej uwagi do
wyglądu, a szczególnie nie zawracam sobie głowy takimi pierdołami jak
rozczesywanie włosów, gdy są suche, bo inaczej się niszczą. Strata czasu.
Starannie
zawiązując sznurek, aby szlafrok się nie rozchylił, wyszłam z łazienki. Zatrzymałam
się w progu. W moim mózgu uruchomiła się czerwona lampa - szósty zmysł, który
kształtował się od kilku wieków, a teraz jest niezawodny. Ktoś był w moim domu,
a raczej patrzył na mnie. Czułam to. Udałam, że jednak nic nie czuję i ruszyłam
do salonu. Ktoś poruszył się za mną. Stąpał niezwykle cicho i był niewidzialny,
ale po prostu czułam, że tam jest!
Schyliłam
się nad stolikiem, że niby sięgam po pilot do telewizora, a tak naprawdę
zaczęłam wymawiać zaklęcie. Gdy byłam już gotowa, odwróciłam się nagle i
rzuciłam moim mieczem w miejsce, gdzie podpowiadał mi szósty zmysł. Zawsze się
go słuchałam. Ufałam mu i nie zawiodłam się także tym razem.
Mój
miecz wbił się głęboko w ścianę, lecz nie dało się nie usłyszeć jęku
przerażenia mojej ofiary. Szybko doskoczyłam w źródło dźwięku, a tam poczułam
czyjeś ciało. Złapałam mocno za jakieś ubranie, a wtedy doszedł do mnie ten zapach
perfum. Serce zabiło mi mocniej, zagotowało się we mnie.
Wyciągnęłam
dłoń i mocno się zamachnęłam. Po salonie rozniósł się charakterystyczny dźwięk
spoliczkowania. Postać upadła na podłogę, a zaraz potem powłoka niewidzialności
zniknęła. Loki leżał na ziemi z zaczerwienionym policzkiem. Widziałam, jak jego
policzek wznosi się i upada, pewnie sprawdzał językiem, czy ma wszystkie zęby.
I
dobrze mu tak!
- Ty
pieprzony zboczeńcu! - krzyknęłam czerwieniąc się ze złości. - Jak mogłeś
włamać się do mojego mieszkania?!
Zręcznie
ominęłam go nie czekając na odpowiedź i zamknęłam się w sypialni. Przez chwilę
nasłuchiwałam, czy przypadkiem nie wyszedł, bo miałam ochotę zrobić mu wielką
awanturę i kilka siniaków na ciele. Przydałoby się. Jednak nie słyszałam
żadnych odgłosów otwieranych lub zamykanych drzwi. Spokojnie, nie spiesząc się,
ubrałam na siebie niebieską koszulkę i czarne rybaczki. Stopy pozostawiłam bose.
Wychodząc
zatrzymałam się w progu i obejrzałam dookoła, czy aby przypadkiem Loki nie chce
wyrządzić mi jakiegoś głupiego żartu. To w jego przypadku bardzo możliwe, a
wręcz zaskakujące, że tego nie zrobił.
Mój
szósty zmysł nie dał o siebie znać, więc najwidoczniej gdzieś siedział
spokojnie lub zwyczajnie wyszedł cichaczem. Raczej opcja druga. Zadowolona
weszła do salonu, gdy na fotelu napotkałam jego łobuzerski uśmieszek.
Zlustrował mnie spojrzeniem od stóp po głowę, na co zaczerwieniłam się
trochę. I pomyśleć, że stałam koło niego w samym szlafroku. Na szczęście dobrze
się zawiązałam.
-
Przedtem wyglądałaś lepiej - rzucił rozbawiony.
-
Mów za siebie. Ja wolę mieć na sobie zwykłe ubrania - syknęłam w jego kierunku
i poszłam do kuchni.
A w
ogóle dlaczego ja go nie wywaliłam z mojego mieszkania?! Nie dość, że rozłożył się na
moim fotelu niczym mieszkaniec tego domu, to jeszcze nawet nic mu nie
powiedziałam i jak gdyby nigdy nic idę sobie do kuchni. Cholera, co się ze mną
dzieje?!
-
Masz do mnie jakąś sprawę, czy wpadłeś tak dla jaj? - spytała nalewając sobie
soku do szklanki.
- Cóż,
nie mam jak dostać się do Nieba, a chciałbym z aniołkami zagrać sobie w małą
partyjkę pokera. Z tego co wiem, to ty masz „karnet” wejściowy - usiadłam na sofie
naprzeciw niego.
- A
mam. I co z tego?
-
Pożyczysz mi?
- A
co mi za to dasz? - spytałam odkładając pustą szklankę na drewniany stolik i wygodnie
rozsiadając się.
Loki
wstał z fotela i stanął zaraz obok mnie. Nachylił się kładąc jedno kolano na sofie,
a rękę na podparciu. Wpatrywał się we mnie tymi szmaragdowymi oczami. Do moich
nozdrzy doszedł jego intensywny zapach. Serce zaczęło mi walić jak szalone,
dziwne, że nie wyleciało z mojej piersi. Chociaż miałam wielką ochotę oddalić
się od niego, to nie mogłam dać za wygraną, więc siłą woli zmusiłam się, aby
pozostać w miejscu.
-
Dam ci siebie na jedną noc - wyszeptał mi do ucha.
Zdrętwiałam,
a mój szósty zmysł zaczął alarmować. Odsunęłam się od niego, lecz zamiast całym
ciałem, to tylko górą, przez co ześlizgnęłam się z podparcia i wylądowałam na
plecach. Leżałam oszołomiona na połowie sofy, zaschło mi gardle, a Loki
niebezpiecznie zaczął się do mnie zbliżać. Cała twarz zrobiła mi się gorąca.
Gdy odzyskałam trzeźwość umysłu i panowanie nad ciałem, szybko położyłam ręce
na jego piersiach i odpychałam od siebie, lecz wciąż brakowało mi siły, więc
skończyło się tylko na tym, że zatrzymałam go w miejscu.
-
Daj spokój, Bellona, wszystkie kobiety, które mnie zobaczą, wariują na moim
punkcie - mówił to tak spokojnie! Co za debil!
-
Ale ja nie jestem wszystkie! - warknęłam na niego.
Byłam
bliska łez, ale jakoś udało mi się nad tym zapanować. Przez krótką chwilę,
zaledwie sekundę, widziałam w jego oczach zwątpienie i oszołomienie, ale mogło
mi się zdawać. W takim stanie to bardzo realne.
Loki
zaśmiał się krótko i zszedł ze mnie. Odetchnęłam głębiej i po raz pierwszy
przełknęłam ślinę nawilżając moje zeschnięte gardło. Boże, czułam się taka
upokorzona! Jeszcze nigdy żaden mężczyzna mnie tak nie potraktował! Zawsze
stawiałam im się w odpowiedniej chwili, zawsze wiedziałam, co robić, jak
działać. Czasami kończyło się na ich pobiciu, ale zawsze wcześniej alarmowałam
ich, że tak to się może skończyć. Jednak… Przy Lokim tracę wszystkie siły. Nie
wiem dlaczego, nie rozumiem tego! Jego wzrok hipnotyzuje mnie, zapach uderza do
głowy, a bliskość pozbawia siły.
Boże,
ratuj mnie!
Usiadłam
na sofie jeszcze lekko wstrząśnięta. Nawet na niego nie spojrzałam. Wstałam i
poszłam sobie czegoś nalać do picia, ale czułam jego wzrok na sobie. Przez cały
czas. Niemiłosiernie mnie palił.
-
Nie rozumiem, dlaczego się powstrzymujesz? Przecież ja bym o ciebie zadbał -
powiedział z obojętnością. Ja go kiedyś, kurde, zabiję!
- Zamknij się! Zawsze odpychałam od siebie wszystkich mężczyzn! Z tobą zrobię to
samo, nie jesteś wyjątkiem! - krzyknęłam już na maksa rozwścieczona. - Cholera
- zakryłam dłonią usta zdając sobie sprawę z tego, co powiedziałam.
Na
twarzy Lokiego pomału zaczął rozkwitać uśmiech. Ale ten uśmiech nie był taki
łobuzerski, jaki zwykle gości na jego twarzy, ten wyrażał bardziej zaciekawienie
i prawdziwe rozbawienie. Odwróciłam się do niego plecami, ale słyszałam jak
gwałtownie poderwał się z fotela i zaczął iść w moją stronę.
-
Więc oto tutaj chodzi. Wieczna dziewica, tak? - zakpił Loki.
-
Masz i wyjdź stąd! W trybie natychmiastowym! - odsunęłam szufladę i rzuciłam w
jego stronę małą wizytówkę. - Ale pamiętaj, jesteś mi winny przysługę.
-
Jak sobie życzysz, o moja cnotliwa pani - skłonił się teatralnie i wyszedł
zadowolony.Przejdź do:
-Opowiadanie poprzednie:
Opowiadanie 2 -Opowiadanie następne: Opowiadanie 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz