sc Agonia bogów: schyłek mitologii: Opowiadanie 17
Layout by Scar

niedziela, 7 lutego 2016

Opowiadanie 17

*** dwa miesiące później

     - Znowu się wylegujesz? - spytała, wchodząc do salonu.
     - Co ci poradzę, że ostatnio nic się nie dzieje - wzruszył ramionami i dalej wrócił do oglądania.
     - W sumie masz rację. Według mnie to zbyt długo jest cicho, mam wrażenie, że za niedługo zdarzy się coś większego.
     - Też tak sądzę - odpowiedział poważnie.
     Bellona wyszła z salonu i poszła do swojego pokoju. Był już wieczór, więc jak zwykle o tej porze poszła się kąpać. Loki podszedł do okna i spojrzał na nie z niepokojem. Pogoda nie była najlepsza. Na niebie były ciemne chmury, wiał zimny wiatr i aż odechciewało się żyć. Nieprzyjemna pogoda jak na lato.
     Usłyszał, że woda w łazience Bellony przestała się lać, więc poczekał jeszcze chwilę, po czym bez pukania wszedł do środka. Bellona stała prawie na środku pokoju, w samym ręczniku i przyglądała się w lustrze. A dokładniej przyglądała się swojej szyi, na której widniał niby fioletowy tatuaż w kształcie mocno zaciśniętego naszyjnika w stylu gotyckim. Co pewien czas znajdowała się na nim litera „L”.
     Na dźwięk otwieranych drzwi Bellona spojrzała na drzwi oszołomiona. Zaczerwieniła się i krzyknęła, aby Loki wyszedł z pokoju. Mężczyzna wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Musiał przyznać, że to co zobaczył, było zadziwiające. Czyli Bellona jednak miała znak, że „należy” do niego, jednakże w życiu nie spodziewałby się, że jest niczym pętla zaciskająca się na jej szyi. Znał tego typu zaklęcia i wiedział, że ona są naprawdę niebezpieczne i bywają niezwykle bolesne.
     Otworzyła drzwi po pewnym czasie, lecz tym razem miała już na sobie ubrania. Nie schowała znaku, nie widziała w tym sensu, skoro on już widział, a zdawała sobie sprawę, że będzie się oto dopytywał i nie da jej spokoju.
     - Pytaj - powiedziała po prostu, nawet na niego nie patrząc.
     - Ja mam pytać? To ty mów - powiedział, po czym wszedł do jej pokoju i wygodnie rozsiadła się na łóżku.
     - A co chcesz wiedzieć? Mam to odkąd Michał mnie od siebie uzależnił, potem przeszło na ciebie. Za każdym razem, gdy cię obrażę, jestem na ciebie zła lub nie słucham, zaczyna świecić i zadaje mi ból. Co mam ci jeszcze powiedzieć?
     - Jak to usunąć? - Bellonę zdziwiło jego pytanie, przez chwilę się zastanawiała.
     - Po prostu mnie uniezależnić - wzruszyła ramionami.
     - Chcesz tego? - teraz to ją kompletnie zamurował. Nie spodziewała się, że spyta ją o taką rzecz. To nie było w stylu Lokiego.
     - Czy tego chcę? A czy byłbyś zadowolony, gdybyś stracił swoją wolność?
     Loki wstał i podszedł do Bellony. Wyglądał na nieco przygnębionego, ale uśmiechnął się delikatnie.
     - Więc cię uniezależniam.
     W jednej chwili znamię na jej szyi zaczęło znikać. Odwróciła się gwałtownie w stronę lustra, aby zobaczyć na rezultaty. Nie pozostało nic. Miała ochotę skakać z radości, ale ostatecznie tylko się uśmiechnęła szeroko. Spojrzała na Lokiego i wbrew sobie przytuliła go.
     - Dziękuję ci! - przeszedł go dreszcz. Nie spodziewałby się, że takim błahym czynem sprawiłby jej tyle radości. Uśmiechnął się pod nosem i przytulił ją delikatnie.
     - Em… Bo Loki, mam do ciebie prośbę - odsunęła się od niego i spojrzała niepewnie. - Bo póki co nie mam gdzie iść, więc mogę jeszcze chwilę u ciebie mieszkać?
     - Nie obrażę się, jeżeli ze mną zostaniesz - Loki zrobił znaczny krok w jej stronę. - Na pewno pożytecznie wykorzystałbym ten czas - nachylił się do jej szyi, ale Bellona szybko odskoczyła na bok.
     - Nie, dziękuję.
     - Szkoda, będzie mi bez ciebie smutno - uśmiechnął się fałszywie.
     Bellona przewróciła oczami i wyszła.
     - Ale zapamiętaj sobie, nigdy nie oddam cię innemu mężczyźnie - Bellona trzasnęła za sobą drzwiami.
     Chwilę później wyszła z pokoju, lecz tym razem trzymała w ręku jakąś paczkę.
     Do Lokiego zadzwonił telefon. Był to Gabriel, który jako jedyny z archaniołowej trójcy potrafił obsługiwać się telefonem. Opowiedział on Lokiemu o kilkuset demonach, które pojawiły się w Afryce. Miał zabrać Bellonę i móc nielicznym legionom, które już były na miejscu.
     Kłamca zawołał boginię wojny, po czym oboje teleportowali się na miejsce. Aniołowie unosili się w powietrzu, z daleka było widać pokraczne istoty, które już nie potrafiły się doczekać aż zaatakują i porozrywają gardła aniołom. Ci jednak zachowywali stoicki spokój i czekali na rozkazy dowódcy.
     Loki przejechał po nich swoim przenikliwym spojrzeniem, po czym zwrócił się do Michała, który niespodziewanie stanął za nim.
     - Proponuję symulowany atak od frontu. Wystarczy, że kilku twoich aniołów ruszy na front, ja stworzę klony, reszta stanie się niewidzialna i otoczycie ich. Dzięki temu odetniecie im drogę ucieczki, i będzie po sprawie. Załatwicie to szybko i nie będzie zbytnich komplikacji.
     - Nie będę słuchał twoich sugestii. Ja jestem wodzem i to ja zdecyduję, jak będziemy walczyć. Legiony! Podzielić się na trzy oddziały! Dwa zaatakują z boku, a trzeci od góry! I ruszcie się!
     Chwilę później oddziały były gotowe do ataku. Bellona stanęła koło Lokiego, który z poważną miną patrzył na przeciwnika.
     - Co ci jest? - spytała.
     - Coś jest nie tak. Zbyt wielu wyszło ich na raz. W szczególności, że to jakieś pomniejsze demony, jakby niepotrzebne, których można się pozbyć. Jestem mistrzem kłamstwa i iluzji, niecne plany i intrygi to moja specjalność. Z daleka śmierdzi mi to podstępem, ale ci dumni aniołowie nie są w stanie tego zauważyć - syknął rozzłoszczony.
     - Nie ważne czy to pułapka, czy nie. Niedaleko stąd jest miasteczko, nawet dosyć zaludnione. Musimy im pomóc.
     - Dlaczego? - zmarszczył brwi.
     - Jestem boginią wojny, znam się na strategiach, a w planie Michała widzę luki. Zaatakuje z boków i z góry, a co z przodem i tyłem? Twój plan był dobry, teraz oni mogą uciec, rozpierzchnął się na wszystkie strony jak przestraszone ptaki. Kilku na pewno trafi do wioski.
               
     Aniołowie ruszyli, a raz z nimi Bellona w swoim bojowym stroju i Loki z UZI w obydwu rękach. Demony zaatakowały. Było dokładnie tak, jak powiedziała Bellona. Na widok spadających z nieba aniołów, demony rozpierzchły się na wszystkie strony, a większość ruszyła w stronę wioski. Bellona spojrzała w tamtą stronę i pobiegła, ile miała sił w nogach.
     Kilku złapała już po drodze, lecz znacząca część zdążyła dotrzeć do domów, do których wchodzili bez najmniejszych skrupułów. Zdyszana stanęła na środku drogi i nie wiedziała, gdzie ma iść. Znikąd nie słyszała krzyków, co było bardzo dziwne. Mieszkańcy już dawno powinni wybiegać z domów w popłochu.
     Niespodziewanie zrobiło się nieprzyjemnie cicho. Ustał wiatr, znikąd nie dochodziły żadne dźwięki.
     - Witaj, Bellono - słyszała za sobą męski głos.
     Odwróciła się. Za nią stał wysoki, szczupły mężczyzna o brązowych włosach, pociągłej twarzy i ciemnych oczach. Nie wyglądał przyjemnie, wręcz przeciwnie. Z daleka było czuć od niego wielką siłę i respekt.
     - Kim jesteś? - przygotowała swój miecz do ataku.
     - Oj, Bellono. Ładnie to tak wyciągać broń przeciw rodzinie?
     - Co takiego? - zmarszczyła brwi.  
     - To co słyszałaś - wyciągnął przed siebie rękę.
     Ciemność otoczyła Bellonę. Nie mogła się ruszyć, a jej strój i broń zniknęły. Podszedł do niej, złapał za podbródek i uniósł, aby spojrzała mu w oczy. Nie mogła nawet nic powiedzieć, była całkowicie uziemiona.
     - Jesteś taka podobna do mnie - wyszeptał.
     - Bierz od niej te śmierdzące łapy - za nimi pojawił się Loki, nie wyglądał na zadowolonego.
     - Och, Loki. Wreszcie mam przyjemność cię spotkać. Cieszę się, że zaopiekowałeś się Belloną, ale od teraz ona jest moja i zabieram ją do siebie.
     - Do jasnej cholery, dlaczego gdy zainteresuję się jakąś kobietą na serio, to zaraz wszyscy do niej pełznął jak ćmy do światła?!
     - Nie musisz się mnie obawiać, Kłamco, ona mnie nie interesuje, ale jest ze mną spokrewniona.
     - He?
     - Och, nie przedstawiłem ci się. Jestem Lucyfer, a to moja córka. A teraz wybacz, ale muszę się pożegnać.
     Mężczyzna uśmiechnął się przebiegle, a wtedy na jego plecach pojawiły się czarne skrzydła, które opatuliły ich oboje, chwile później już ich nie było, a w miejscu, gdzie stali, była tylko wypalona ziemia.

     Walka skończyła się szybko. Michał był na siebie zły, że nie przewidział tak oczywistej sytuacji, jednakże po pewnym czasie demony zaczęły znikać i to dosłownie. Na pierwszy rzut oka myślał, że wszystko było od początku sprawą Lokiego, jednak to było zbyt błahe. Loki nie pozwoliłby na takie błędy, na skończenie walki przed czasem, aby każdy pomyślał, że to jego sprawka. Ponadto jeden z aniołów opowiedział mu, co stało się w wiosce.
     Wszyscy aniołowie wrócili do Nieba, gdzie tam wrócili do swoich codziennych spraw.
     Niespodziewanie do salonu, w którym znajdował się Michał i Rafała, wpadł Loki. Wyglądał na zdenerwowanego.
     - Michale! Mamy problem! Bellona… ona została porwana. Porwał ją Lucyfer i wziął do Piekła! - teraz nie liczyła się jego cholerna duma. Zależało mu na Bellonie i postanowił sobie, że uratuje ją, choćby miał nie wiadomo jak nisko upaść.
     - Wiem, jeden z aniołów widział całą sprawę i już mi wszystko wytłumaczył. Kłamco, tak mi przykro, ale nie możemy nic zrobić. Bellona faktycznie jest córką Lucyfera, a skoro on ją zabrał do Piekła, to teraz jest oficjalną jego mieszkanką. Nie możemy się wtrącać. Takie są zasady.
     - Ale… przecież ona się tam zmieni, prawda? Stanie się taka, jak te wszystkie kobiety w tym tłumie żądzy i pokusy.
     - Istnieje prawdopodobieństwo, że nie. Bellona jest chrześcijanką, o naprawdę silnej wierze. Myślę, że będzie odporna na świat dookoła niej, lecz tym samym zamknie się na niego. Stanie się całkowicie obojętna na wszystko. Nie zaprotestuje, nie potwierdzi, nie powie. Nic. Będzie jak roślina.
     - Cholera jasna - Loki złapał się za głowę, ta myśl była wstrząsająca. - Zasady… Macie spisane te zasady, prawda?
     - Oczywiście.
     - Daj mi to! Muszę to jak najszybciej przeczytać!
     Rafał jako pierwszy ruszył się z miejsca i zniknął na chwilę, a gdy wrócił, trzymał w ręce wielką księgę obłożoną starą skórą, która nie wyglądała estetycznie. Wręczył ją Kłamcy, po czym poklepał go po ramieniu i usiadł na kanapie.
     - Co planujesz? - zapytał z ciekawości Michał.
     - Odzyskać ją, chociażbym miał ją wyciągnąć z samej otchłani Piekła.

Przejdź do:
- opowiadanie poprzednie: Opowiadanie 17
- opowiadanie następne: Opowiadanie 18

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz